sobota, 26 września 2015

Rozdział IV

Biegłam szybko, a serce waliło mi jak młotem. Musiałam jak najszybciej powstrzymać Ritę, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego co się stało. Już byłam coraz bliżej, gdy Rita nagle złamała obcas i poleciała jak długa na twarz, a co gorsza, zmieniacz czasu wypadł jej z ręki i roztrzaskał się o posadzkę.
- Nie! – krzyknęłam przeraźliwie, klękając wśród odłamków szkła z których zbudowana była klepsydra. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieję. Z trudem powstrzymywałam płacz. Jak my teraz wrócimy? Nigdy już nie ujrzę Harrego, Rona, Ginny i reszty. Spojrzałam na Ritę, moje oczy ciskały piorunami. To nie tak miało być.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co właśnie zrobiłaś?! - wybuchnęłam. Ślizgonka najwyraźniej również była w ciężkim szoku. W obawie, że ktoś nas zobaczy odciągnęłam ją szybko na bok i w skrócie opowiedziałam o zmieniaczu czasu i o celu mojej podróży. Nie miałam wyjścia.
- To ty nie jesteś szlamą? - wykrztusiła, wybałuszając na mnie oczy. Pokręciłam przecząco głową i zaczęłam szperać w mojej małej torebce. Dobrze się przygotowałam do tej podróży. Jakżeby inaczej, w końcu ja zawsze jestem dobrze zorganizowana.
- Więc, chcesz mi powiedzieć, że już nigdy nie wrócimy do domu? - dopytywała się ślizgonka ze strachem w oczach.
- To bardzo możliwe – odparłam ponuro. I wyjęłam z torebki dwie fiolki z białawą substancją. Rita popatrzyła na to z zainteresowaniem.
- Co to jest? - zapytała niepewnie – eliksir wielosokowy – wytłumaczyłam spokojnie. Och, gdybym tylko wiedziała czy jestem w odpowiedniej przeszłości. Na razie nie ma możliwości aby się tego dowiedzieć, gdyż w szkole panuje noc. Może to i lepiej.
- Musimy zmienić swój wygląd – powiedziałam wymachując eliksirem wielosokowym.

~*~
Bezszelestnie przemycałyśmy się opustoszałymi korytarzami, modląc się aby nie natrafić na żadnego prefekta na nocnym patrolu. Nagle zastygam, to samo robi Hermiona. Ciężko oddycham a serce mi kołacze w piersi. Najwyraźniej nie jesteśmy same. Słyszę jakieś niewyraźne głosy.
Andrea zaczekaj! - krzyczy jakaś dziewczyna a jej kroki niosą się echem. Hermiona gestem każe mi być cicho, po czym zachęca abyśmy poszły za tą osobą. W bezpiecznej odległości śledzimy rudowłosą dziewczynę w szatach Slytherinu. Po kilku minutach, docieramy za nią do łazienki dziewcząt na siódmym piętrze. Hermiona cicho wyciąga swoją różdżkę a ja robię to samo. Rudowłosa podchodzi do umywalki, przy której stoi jakaś inna dziewczyna, chyba krukonka. Ze zgrozą stwierdzam, że krukonka trzyma sztylet, który przykłada sobie do ręki.
- Nie rób tego proszę! - błaga ślizgonka. Andrea odrzuca pofalowane czarne włosy i z nienawiścią wpatruje się w ślizgonkę.
- Tobie łatwo mówić co? - rzuca wojowniczo – To wszystko twoja wina! - wybucha płaczem – To ty zawsze jesteś ta najlepsza, ta najładniejsza, ta najwspanialsza! - jej krzyk niesie się echem po łazience.
- Andrea proszę – ślizgonka już też płacze. Andrea przyciska sztylet do nadgarstka a kilka czerwonych kropel spada na posadzkę. Zamykam oczy, aby na to nie patrzeć. W tej chwili Hermiona daje mi znak. Obie zakradamy się do naszych ofiar.
- Petrificus Tolalus – krzyczymy jednocześnie. Ze zdziwieniem uświadamiam sobie że zaklęcie zadziałało.
- Co teraz? - pytam Hermiony.
- Musimy wyrwać im trochę włosów i zabrać szaty – mówi i zbliża się z fiolkami do leżacych sztywno dziewczyn.
- No a co z ciałami? - teraz to gryfonka pyta się mnie – Mam pomysł – krzyczę triumfalnie. Hermiona patrzy na mnie z podniesionymi brwiami, jakby niedowierzała że w mojej głowie toczą się jakiekolwiek procesy myślowe.
- Zanieśmy je do pokoju życzeń – oświadczam, dumna z siebie. Hermiona patrzy na mnie z aprobatą. Za pomocą zaklęcia Vingardium Leviosa zanosimy nasze ofiary do pokoju życzeń.
A co będzie jak się obudzą? - pytam wystraszona – Wyczyścimy im pamięć – odpowiada Granger bez cienia emocji. Przyznam, że nie spodziewałam się tego po niej. Chyba naprawdę zależy jej na tej swojej matce. Sama też chciałabym wiedzieć co się stało z moją mamą. Staram się nie myśleć, że ojciec ją zabił ale nie ma jej już tak długo więc chyba muszę się przyzwyczajać do tej makabrycznej myśli.
Nadszedł czas na wypicie eliksiru i przebranie się w szaty. O mal nie zwymiotowałam czując ten ohydny smak w ustach. Choć nigdzie nie było lustra poczułam jak się zmieniam. Najwyraźniej zmalałam o kilka centymetrów a moje lśniące włosy zrobiły się bardziej wysuszone, lecz nadal pozostały czarne. Natomiast brązowe loki Hermiony przybrały barwę miedzi i się wyprostowały a twarz obsypały piegi. Zawiązałam sobie granatowy krawat z mściwą satysfakcją. Granger ślizgonką! Tego jeszcze nie grali. Biedna Hermiona wyglądała, jakby się miała zaraz rozpłakać.
- Do twarzy ci w szacie Slitherinu – rzuciłam kąśliwie a Granger zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem swoich zielonkawych oczu.
- To cześć – powiedziała gryfonka i skierowała się w stronę schodów. Zostawiła mnie zdezorientowaną i jednocześnie poirytowaną. Co ta cholerna gryfonka sobie wyobraża?
- Granger zaczekaj! - krzyczałam za nią – Ja nawet nie wiem, gdzie jest pokój wspólny krukonów! - wyjaśniłam. Hermiona przystanęła i z wrednym uśmiechem powiedziała.
- Ja potrafię trafić do lochów. Dobranoc – warknęła i poszła. Miałam ochotę się zapaść pod ziemie. Szybko się wczuła w rolę ślizgonki.

~*~
Miałam lekkie wyrzuty sumienia, że zostawiłam Ritę samą. Niech to będzie odwet za te lata nazywania mnie szlamą, pomyślałam usprawiedliwiająco. Na szczęście dobrze wiedziałam gdzie jest mój nowy pokój wspólny. Ze śmiechem stwierdziłam, że automatycznie chciałam pojść do wieży Gryffindoru. Po drodzę minęłam Bezgłowego Nicka i Szarą Damę. Dziwnie mi się przypatrywali, czyżby duchy wiedziały więcej? Stanęłam u szczytu schodów prowadzących do lochów, miałam ochotę stamtąd uciekać. Z dusza na ramieniu weszłam głębiej aż znalazłam się na dobrze mi znanym, wilgotnym korytarzu otoczonym kolumnami wokół których owijały się kamienne węże. Przypomniałam sobie pierwsze nieudane użycie eliksiru wielosokowego, kiedy chcieliśmy wyciągnąć informację z Malfoya na drugim roku. Niestety coś poszło nie tak i stałam się kotem. Okropność. Właśnie zbliżałam się do kamiennej ściany gdy jakiś zimny głos zapytał co ja tu robię. Powoli się odwróciłam i ujrzałam przystojnego, wysokiego bruneta, który był tu prefektem. Przyjrzałam się imieniu na plakietce i aż mi krew zmroziło w żyłach. Przede mną stał młody Voldemort.

~*~
W Hogwarcie nastał nowy dzień. Harry i Rom z kwaśną miną wyszli z Wielkiej Sali i kierowali się do lochów na lekcje eliksirów ze swoim znienawidzonym nauczycielem profesorem Snape'em. Ze zdziwieniem zauważyli, że nigdzie nie mogą znaleźć Hermiony. Pod salą już stała grupa ślizgonów, trzymając się w odpowiedniej odległości od gryfonów, jakby bali się zarażenia jakąś poważną chorobą. Wśród biało-czarno-zielonych barw Slytherinu wyróżniali się uczniowie w czarnych strojach szkoły Salzam.
Cześć Draco – powiedziała Hekate, łapiąc ślizgona na ramię. Draco bardzo się ucieszył na jej widok, chciał też ją przeprosić za Ritę.
- Cześć. Miło cię widzieć – powiedział – Wybacz mi, że nie mogliśmy porozmawiać wtedy na błoniach – tłumaczył, lekko się denerwując.
- Nic się nie stało – powiedziała Rosjanka z lekkim uśmiechem – Twoja dziewczyna ma prawo być zazdrosna – dodała.
- Moja dziewczyna? - zdziwił się Draco – Rita nie jest moją dziewczyną – dodał z irytacją.
- Widziałam was razem. Przytulaliście się jak para – Hekate upierała się przy swojej wersji.
- To tylko moja przyjaciółka, znamy się od dziecka. Oprócz mnie nie ma tutaj nikogo. Jest dla mnie jak siostra – wytłumaczył lekko się czerwieniąc. Parkinson przyglądała się ich rozmowie z gniewem w oczach. Nie tylko ona. Pewien Rosjanin, wyglądał jakby chciał zabić Malfoya w najbardziej bolesny i brutalny sposób.
- Rozumiem. To dobrze, że się tak o nią troszczysz – powiedziała Hekate z uśmiechem, której zaimponowała opiekuńczość ślizgona.
- Och, mam tu coś dla ciebie – Rosjanka pogrzebała w swojej torebce i wyciągnęła z niej srebrną odznakę prefekta – Wypadła ci wtedy na błoniach -wytłumaczyła z uśmiechem. W tej chwili podszedł do nich Siergiej, najwyraźniej niezadowolony dobrymi relacjami panującymi pomiędzy tą dwójką.
- Idziemy – rozkazał, łapiąc dziewczynę brutalnie za ramie i pociągnął w stronę grupki uczniów z Salzamu.
- Chyba nic z tego – burknęła Parkinson z satysfakcją, mijając Dracona.

~*~
Mistrz eliksirów tradycyjnie rozpoczął zajęcia od odjęcia gryfonom kilku punktów, nakrzyczenia na uczniów za niezrozumienie treści zadania domowego i poznęcania się na Longbottomie. Po czym wziął kartkę pergaminu i sprawdził frekwencję.
Granger? - warknął, wodząc swoimi czarnymi oczami po zgromadzonych. Harry i Ron spojrzeli po sobie ze strachem w ochach.
Myślisz że ona to jednak zrobiła? - szepnął Ron drżącym głosem. Harry dobrze pamiętał jak ich przyjaciółka mówiła o zamiarze użycia zmieniacza czasu.
- Ale to niebezpieczne – żachnął się Ron.
- Może niedługo wróci. Wiesz że to dla niej ważne – szeptał Potter, który nie zauważył że Severus stoi przy ich ławce i przysłuchuje się rozmowie.
- Potter, jak chcesz sobie poplotkować, to zrób to na przerwie – syknął Harremu do ucha, po czym dodał – Gryffindor traci 20 punktów.

 W sali rozległy się pomruki niezadowolenia.
Po zakończonych zajęciach wszyscy wyszli oprócz Dracona, który został zatrzymany przez profesora.
- Gdzie jest Rita? - zapytał chłopaka zimnym tonem. Draco tylko wzruszył ramionami – Wiesz co Czarny Pan ze mną zrobi, jeżeli się o tym dowie? - kontynuował – Dobrze ci radzę Draco. Wysil swoją pamięć!
Chłopak opowiedział jak nie mógł znaleźć swojej odznaki prefekta więc panna Riddle poszła sama.

- Wtedy ją widziałem po raz ostatni - burknął.
- Możesz iść. Mam cię na oku – warknął Snape i wskazał Malfoyowi drzwi.


***
No i jest kolejny rozdział. Przyznam, że pomysł z eliksirem wielosokowym jest trochę niedopracowany. Lepiej mi się piszę w różnych narracjach, lecz to może wyglądać chaotycznie. Dziękuje za komentarze pod moimi wypocinami. Zapraszam też na drugiego mojego bloga,
www.in-the-sadness.blogspot.com

3 komentarze:

  1. Oł... Oł... To boli. Rita, ty to naprawdę masz talent... Zniszczyć zmieniacz czasu. Tsk... Tylko reguły jego stosowania powstrzymały pewnie Hermionę od wydrapania jej oczu. A jeśli chodzi o Granger. Moja droga, moje kondolencje. Spotkanie Toma Riddle'a to jak gwóźdź do trumny. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
    Co się zaś tyczy fragmentu z rzeczywistości. Bardzo mnie to zastanowiło. Teoretycznie teraźniejszość powinna zmieniać się w stosunku do tego, co zostało namieszane w przeszłości... Co jednak, jeśli wycieczka Hermiony spowodowała taką a nie inną rzeczywistość...(Śmierć matki, adopcję i całą resztę) ? Nie jestem pewna czy dobrze to opisałam... Ani czy dobrze kombinuję odnośnie twojego opowiadania. Staram się jednak znaleźć jakieś wskazówki odnośnie tego co planujesz :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. No, ciekawa jestem, jak to wszystko się teraz wyjaśni. Dziewczyny MUSZĄ przecież jakoś wrócić, naprawić ten zmieniacz albo udać się do Dumbledore'a? O, to byłoby całkiem sensowne wyjście. W przeciwnym razie... nie mogłyby istnieć w teraźniejszości. Oj, zmieniacz czasu to ciężka zagadka.
    Swoją drogą, co ten Malfoy taki miły, to do niego niepodobne, chyba naprawdę lubi nową koleżankę, a oczywiście Pansy nie omieszkała z zazdrością wtrącić swoich trzech groszy.
    Voldemort... Chyba przesadziły z tą podróżą, matka Hermiony nie mogła być aż tak stara, jak sam Czarny Pan, no chyba że... Może teraz parała się czarną magią i wydluzyła swoj żywot? Ciekawe, coraz więcej zagadek wprowadzasz.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz nieskładny komentarz, ale chyba już w połowie śpię. ;)

      Usuń