wtorek, 29 września 2015

Rozdział V

Obecna sytuacja rzeczywiście jest zastanawiająca. Szlama Granger nigdy by nie opuściła zajęć co innego Rita, ale jej nie ma także w dormitorium! Może Snape coś wymyśli. Potter i Wiepszlej wyglądają na bardzo przejętych więc to musi być coś poważnego. Zresztą, to nie mój problem a nawet mi lepiej bez Rity. Bardziej niż Riddle przejmowałbym się Hekate, ten jej chłopak to jakiś psychol. Co się z tobą dzieje Malfoy? karcę się w myślach. 
- Cześć - słyszę nad sobą głos Daszy. Dziwnie się czuje bo właściwie jej nie znam.
- Hej - odpowiadam aby nie wyjść na chama. Dasza się bez zaproszenia rozsiada obok.
- Martwie się o Hekate - wzdycha. Patrze na nią ze zdziwieniem. Na salazara, też się o nią martwię!
- Siergiej wygląda na zaborczego - burczę, udając że mnie to nie interesuje.
- Zaborczego?! To sadysta! - piszczy dziewczyna i raczy mnie opowieścią o nieszcześliwej miłości tych dwojga. Rany, ale tej lasce brakuje obycia. Potakuje pokornie a w środku wre. 
- Hekate mi o tobie opowiadała - ciągnęła - naprawde jej wpadłeś w oko - zacmokała. Wtedy pierwszy raz podczas tej rozmowy poczułem się komfortowo. Skoro tak, to dlaczego wciąż jest z tym kretynem? Odpowiedz dostaje zaskakująco szybko.
- Od lat jej mówie aby zostawiła tego trola - krzywi się Dasza - Uważam że byłaby z was piękna para - papla, trzepocząc rzęsami. Na szczęście z opresji ratuje mnie sama obgadywana.
- Dasz? Co ty tam znowu opowiadasz? - Hekate nie wygląda na zadowoloną. Dasza na chwile się zamyka i posyła koleżance przepraszające spojrzenie po czym ucieka. Całe szczęscie. 
- Wybacz jej - tłumaczy się Hekate - Ma za długi język - ostatnie zdanie wymawia z agresją. 
- Wole się do ciebie nie zbliżać bo jeszcze pożałuje - ironizuje, wspominając słowa rosjanina. 
- Och, nie przejmuj się tym kretynam - wzdycha. Kto tak mówi o kimś kogo kocha? Już się zaczynam gubić w tych ich dziwnych relacjach. 
- Dyrektorka przysłała list do Dumbeldora. W pszyszłym miesiącu wyjeżdzamy - Hekate posmutniała. Ja też. Miałem ochotę ją przytulić tak jak przytulałem Ritę. 
- Może zostaniesz? - palnąłem i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę co ja wygaduję. Jej czarne oczy zabłszczały z nadzieją. 
- Do twarzy by ci było w szatach Slytherinu - palnąłem kolejną głupotę. Dziewczyna spojrzała oskarżycielsko.
- Dlaczego uważasz że tutaj pasuje. A nie do Gryffindoru? - rzuciłam prowokacyjnie a ja nie wiedziałem co powiedzieć aby jej nie urazić.
- Chce tylko powiedzieć, że zieleń pasuje do czerni twoich włosów - paplałem. Hekate się rozpromieniła i lekko uśmiechnęła. Ale ma śliczny uśmiech i tak mało jej potrzeba aby go wywołać.
- Właściwie w przyszłym roku kończę naukę - zastanawiała się na głos. A mnie to trochę zdizwiło gdyż myslałem, że ona jest w moim wieku. 
- W styczniu wychodzę za mąż. Za Siergieja - wydukała. Nogi się pode mną ugieły. Ona prawie płakała, tłumaczyła że to decyzja ich rodzin i jej rodziców kompletnie nie obchodzą relacje między nimi. 
- To dziwne. U nas w Angli ojciec nie zgodziłby się aby przyszły zięć tak traktował jego córkę - powiedziałem z oburzeniem. Nic nie mówiła. 
- W Rosji w normalnych rodzinach jest tak samo - mowiła - Ale moja rodzina to szaleni fanatycy czystości krwi - dokończyła spuszczając głowę. Jak ja ją doskonale rozumiałem. Nasze rodziny miały ze sobą tyle wspólnego; fanatyzm czystości krwi i posłuszeństwo wobec największych czarnoksiężników; jej rodzina od wiekow służyła wielkiemu Grindelwaldowi a moja Voldemortowi. 
- Chciałabym poznać twoich rodziców - powiedziała. O mało nie parsknąłem śmiechem. Moi starzy nie są godni poznawania, no może tylko moja matka. W tej chwili narodził mi się w głowie pewien plan.
- To świetnie - burknąłem - Może dałabyś się zaprosić na święta do dworu Malfoyów. Poznasz moją matkę i ojca - zapropomowałem przełykając ślinę z trudem. Dlaczego ja się tak przy niej denerwuje. Oj Drakuś zabujałeś się, tak powiedziałaby Rita. Hekate wyglądała jakby właśnie wygrała milion gaeonów na loterii.
- Z przyjemnością. I tak miałam zostać w Hogwarcie - dziewczyna wyglądała na wniebowzięta. Ale łatwo dała się przekonać. 

~*~
Stoję w miesjcu jak spetryfikowana a serce mi bije coraz mocniej. On patrzy na mnie tymi bezlitosnymi oczami. Gdybyśmy się spotkali kilkadziesiąt lat później najprawdopodobniej nie zdążłyłabym przyjrzeć się jego oczom a jedyną rzeczą jaką bym zobaczyła w ostatnich godzinach swojego życia byłby oślepiający, zielony błysk. Ale teraz on nie jest taki potężny, mam nadzieję, pozatym jesteśmy w szkole tutaj mi nic nie grozi.
- Charity - zwraca się do mnie, och jego głos jest taki męski - Co tutaj  robisz tak późno - kolejne słowa wydobywają się z tych obrzydliwych warg. Zaciskam rękę na różdżce, och jakbym chciała teraz w niego miotnąć Avadą. To by wszystko zmieniło. 
- Ja... - nie mogę się wysłowić, mój język splątał strach i to jego spojrzenie. Opanuj się Hermiono, to tylko Tom Riddle chłopiec, który w przyszłości zgładzi miliony istnień, dla którego jesteś tylko pyłkiem ktory może zgnieść w swojej smukłej dloni. Milczy, jest strasznie przystojny aż któraś częśc mnie....nie! stop! 
- Tom, Charity? - zza winkla wyłania się jakaś ślizgonka. Gdy podchodzi bliżęj, aż przecieram oczy ze zdumienia. Ona wygląda prawie jak Rita.
- Astrid - potwierdza Tom lodowatym głosem. Astrid okazuje się moją nową przyjaciółką, a raczej przyjaciółką Charity, którą teraz udaje. Jej pojawienie cudownie ratuje mnie z niezręcznej sytuacji. 
Biegnę posłsuznie za nią do dormitorium dziewcząt. Jej hebanowe włosy rozwiewają się lekko pod wpływem powietrza. 
- Co tam robiłaś sama z Tomem? - nagle się odzywa a głos ma bardzo nieprzyjemny. Milczę, nie wiedząc co powiedzieć. 
- Zgubiłam się na korytarzu - palnęłam. Astrid zmierzyła mnie rpawie tak zimynm spojrzeniem jak Tom. Już wiem od kogo się tego nauczyła. 
- Lunatykowałam - wymamrotałam. Próbowałam jakoś wybrnąc. Astrid najwyraźniej nie była zbyt dociekliwa więc takie wyjaśnienia jej w zupelności wystarczały. 
Znalazłyśmy się w dormitorium ślizgonek. Czułam się nieswojo, opatulając się kołdrą w kolorze szmaragdu podczas gdy wokół otaczały mnie węże i ten nieprzyjemny chłód. Ciężko zamknęłam powieki, byłam wykończona tego dnia. Nawet nie miałam siły aby się zastanawiać co słychać u Harrego i Rona albo jak radzi sobie Rita.

~*~
Zamorduję tą cholerną szlamę, przeklinałam w myślach kręcąc się to tu to tam po pustych korytarzach. I tak mi zleciały trzy godziny, aż jakoś nad ranem nadeszło wybawienie. Aż podsoczyłam z radości gdy spotkałam jakiegoś krukona, który może zaprowadzić mnie do wieży Ravenclawu. Od razu go okłamałam, że zabalowałam i nie mogłam trafić do dormitorium. Ten na początku nie chciał mi wierzyć, chyba dziewczyna którą teraz udaje nie jest duszą towarzystwa. Ale w końcu zaprowadził mnie do królestwa krukonów, które jak się okazało znajdowało się bardzo wysoko.Znalazłam się w obszernym pomieszczeniu urządzonym w kolorach granatu i czerni. Na jednym ze stołow stała pokaźna statuetka przedstawiająca wielkiego, srebrnego kruka. Po przeciwnej stronie, pod ścianą stało popiersie jak się domyśliłam Roweny Ravenclaw. Podeszłam nieco bliżej i zafascynowana dotknęłam pięknęgo diademu, ktory nosiła na glowie. Wyobraziłam sobie, że na żywo musiał wyglądać wręcz magicznie. Pood popiersiem były wyryte jakieś słowa po łacinie. Mój kolega Max, a raczej kolega Andrei wskazał mi drogę do dormitorium dziewcząt. Gdy weszłam cicho do pokoju, wszystkie już spały. Po omacku znalazłam puste łóżko i wgramowiłam się na nie z trudem. W końcu zamknęłam oczy, marząc o tym, że mój ojciec w moich czasach przejmuje się moim zniknięciem.

I next chapter za nami. Trochę krótszy niż zazwyczaj. Rita i Hermiona w końcu znalazły drogę do swoich nowych dormitoriów a Draconowi udało się zaprosić dziewczynę na święta :D 

sobota, 26 września 2015

Rozdział IV

Biegłam szybko, a serce waliło mi jak młotem. Musiałam jak najszybciej powstrzymać Ritę, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego co się stało. Już byłam coraz bliżej, gdy Rita nagle złamała obcas i poleciała jak długa na twarz, a co gorsza, zmieniacz czasu wypadł jej z ręki i roztrzaskał się o posadzkę.
- Nie! – krzyknęłam przeraźliwie, klękając wśród odłamków szkła z których zbudowana była klepsydra. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieję. Z trudem powstrzymywałam płacz. Jak my teraz wrócimy? Nigdy już nie ujrzę Harrego, Rona, Ginny i reszty. Spojrzałam na Ritę, moje oczy ciskały piorunami. To nie tak miało być.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co właśnie zrobiłaś?! - wybuchnęłam. Ślizgonka najwyraźniej również była w ciężkim szoku. W obawie, że ktoś nas zobaczy odciągnęłam ją szybko na bok i w skrócie opowiedziałam o zmieniaczu czasu i o celu mojej podróży. Nie miałam wyjścia.
- To ty nie jesteś szlamą? - wykrztusiła, wybałuszając na mnie oczy. Pokręciłam przecząco głową i zaczęłam szperać w mojej małej torebce. Dobrze się przygotowałam do tej podróży. Jakżeby inaczej, w końcu ja zawsze jestem dobrze zorganizowana.
- Więc, chcesz mi powiedzieć, że już nigdy nie wrócimy do domu? - dopytywała się ślizgonka ze strachem w oczach.
- To bardzo możliwe – odparłam ponuro. I wyjęłam z torebki dwie fiolki z białawą substancją. Rita popatrzyła na to z zainteresowaniem.
- Co to jest? - zapytała niepewnie – eliksir wielosokowy – wytłumaczyłam spokojnie. Och, gdybym tylko wiedziała czy jestem w odpowiedniej przeszłości. Na razie nie ma możliwości aby się tego dowiedzieć, gdyż w szkole panuje noc. Może to i lepiej.
- Musimy zmienić swój wygląd – powiedziałam wymachując eliksirem wielosokowym.

~*~
Bezszelestnie przemycałyśmy się opustoszałymi korytarzami, modląc się aby nie natrafić na żadnego prefekta na nocnym patrolu. Nagle zastygam, to samo robi Hermiona. Ciężko oddycham a serce mi kołacze w piersi. Najwyraźniej nie jesteśmy same. Słyszę jakieś niewyraźne głosy.
Andrea zaczekaj! - krzyczy jakaś dziewczyna a jej kroki niosą się echem. Hermiona gestem każe mi być cicho, po czym zachęca abyśmy poszły za tą osobą. W bezpiecznej odległości śledzimy rudowłosą dziewczynę w szatach Slytherinu. Po kilku minutach, docieramy za nią do łazienki dziewcząt na siódmym piętrze. Hermiona cicho wyciąga swoją różdżkę a ja robię to samo. Rudowłosa podchodzi do umywalki, przy której stoi jakaś inna dziewczyna, chyba krukonka. Ze zgrozą stwierdzam, że krukonka trzyma sztylet, który przykłada sobie do ręki.
- Nie rób tego proszę! - błaga ślizgonka. Andrea odrzuca pofalowane czarne włosy i z nienawiścią wpatruje się w ślizgonkę.
- Tobie łatwo mówić co? - rzuca wojowniczo – To wszystko twoja wina! - wybucha płaczem – To ty zawsze jesteś ta najlepsza, ta najładniejsza, ta najwspanialsza! - jej krzyk niesie się echem po łazience.
- Andrea proszę – ślizgonka już też płacze. Andrea przyciska sztylet do nadgarstka a kilka czerwonych kropel spada na posadzkę. Zamykam oczy, aby na to nie patrzeć. W tej chwili Hermiona daje mi znak. Obie zakradamy się do naszych ofiar.
- Petrificus Tolalus – krzyczymy jednocześnie. Ze zdziwieniem uświadamiam sobie że zaklęcie zadziałało.
- Co teraz? - pytam Hermiony.
- Musimy wyrwać im trochę włosów i zabrać szaty – mówi i zbliża się z fiolkami do leżacych sztywno dziewczyn.
- No a co z ciałami? - teraz to gryfonka pyta się mnie – Mam pomysł – krzyczę triumfalnie. Hermiona patrzy na mnie z podniesionymi brwiami, jakby niedowierzała że w mojej głowie toczą się jakiekolwiek procesy myślowe.
- Zanieśmy je do pokoju życzeń – oświadczam, dumna z siebie. Hermiona patrzy na mnie z aprobatą. Za pomocą zaklęcia Vingardium Leviosa zanosimy nasze ofiary do pokoju życzeń.
A co będzie jak się obudzą? - pytam wystraszona – Wyczyścimy im pamięć – odpowiada Granger bez cienia emocji. Przyznam, że nie spodziewałam się tego po niej. Chyba naprawdę zależy jej na tej swojej matce. Sama też chciałabym wiedzieć co się stało z moją mamą. Staram się nie myśleć, że ojciec ją zabił ale nie ma jej już tak długo więc chyba muszę się przyzwyczajać do tej makabrycznej myśli.
Nadszedł czas na wypicie eliksiru i przebranie się w szaty. O mal nie zwymiotowałam czując ten ohydny smak w ustach. Choć nigdzie nie było lustra poczułam jak się zmieniam. Najwyraźniej zmalałam o kilka centymetrów a moje lśniące włosy zrobiły się bardziej wysuszone, lecz nadal pozostały czarne. Natomiast brązowe loki Hermiony przybrały barwę miedzi i się wyprostowały a twarz obsypały piegi. Zawiązałam sobie granatowy krawat z mściwą satysfakcją. Granger ślizgonką! Tego jeszcze nie grali. Biedna Hermiona wyglądała, jakby się miała zaraz rozpłakać.
- Do twarzy ci w szacie Slitherinu – rzuciłam kąśliwie a Granger zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem swoich zielonkawych oczu.
- To cześć – powiedziała gryfonka i skierowała się w stronę schodów. Zostawiła mnie zdezorientowaną i jednocześnie poirytowaną. Co ta cholerna gryfonka sobie wyobraża?
- Granger zaczekaj! - krzyczałam za nią – Ja nawet nie wiem, gdzie jest pokój wspólny krukonów! - wyjaśniłam. Hermiona przystanęła i z wrednym uśmiechem powiedziała.
- Ja potrafię trafić do lochów. Dobranoc – warknęła i poszła. Miałam ochotę się zapaść pod ziemie. Szybko się wczuła w rolę ślizgonki.

~*~
Miałam lekkie wyrzuty sumienia, że zostawiłam Ritę samą. Niech to będzie odwet za te lata nazywania mnie szlamą, pomyślałam usprawiedliwiająco. Na szczęście dobrze wiedziałam gdzie jest mój nowy pokój wspólny. Ze śmiechem stwierdziłam, że automatycznie chciałam pojść do wieży Gryffindoru. Po drodzę minęłam Bezgłowego Nicka i Szarą Damę. Dziwnie mi się przypatrywali, czyżby duchy wiedziały więcej? Stanęłam u szczytu schodów prowadzących do lochów, miałam ochotę stamtąd uciekać. Z dusza na ramieniu weszłam głębiej aż znalazłam się na dobrze mi znanym, wilgotnym korytarzu otoczonym kolumnami wokół których owijały się kamienne węże. Przypomniałam sobie pierwsze nieudane użycie eliksiru wielosokowego, kiedy chcieliśmy wyciągnąć informację z Malfoya na drugim roku. Niestety coś poszło nie tak i stałam się kotem. Okropność. Właśnie zbliżałam się do kamiennej ściany gdy jakiś zimny głos zapytał co ja tu robię. Powoli się odwróciłam i ujrzałam przystojnego, wysokiego bruneta, który był tu prefektem. Przyjrzałam się imieniu na plakietce i aż mi krew zmroziło w żyłach. Przede mną stał młody Voldemort.

~*~
W Hogwarcie nastał nowy dzień. Harry i Rom z kwaśną miną wyszli z Wielkiej Sali i kierowali się do lochów na lekcje eliksirów ze swoim znienawidzonym nauczycielem profesorem Snape'em. Ze zdziwieniem zauważyli, że nigdzie nie mogą znaleźć Hermiony. Pod salą już stała grupa ślizgonów, trzymając się w odpowiedniej odległości od gryfonów, jakby bali się zarażenia jakąś poważną chorobą. Wśród biało-czarno-zielonych barw Slytherinu wyróżniali się uczniowie w czarnych strojach szkoły Salzam.
Cześć Draco – powiedziała Hekate, łapiąc ślizgona na ramię. Draco bardzo się ucieszył na jej widok, chciał też ją przeprosić za Ritę.
- Cześć. Miło cię widzieć – powiedział – Wybacz mi, że nie mogliśmy porozmawiać wtedy na błoniach – tłumaczył, lekko się denerwując.
- Nic się nie stało – powiedziała Rosjanka z lekkim uśmiechem – Twoja dziewczyna ma prawo być zazdrosna – dodała.
- Moja dziewczyna? - zdziwił się Draco – Rita nie jest moją dziewczyną – dodał z irytacją.
- Widziałam was razem. Przytulaliście się jak para – Hekate upierała się przy swojej wersji.
- To tylko moja przyjaciółka, znamy się od dziecka. Oprócz mnie nie ma tutaj nikogo. Jest dla mnie jak siostra – wytłumaczył lekko się czerwieniąc. Parkinson przyglądała się ich rozmowie z gniewem w oczach. Nie tylko ona. Pewien Rosjanin, wyglądał jakby chciał zabić Malfoya w najbardziej bolesny i brutalny sposób.
- Rozumiem. To dobrze, że się tak o nią troszczysz – powiedziała Hekate z uśmiechem, której zaimponowała opiekuńczość ślizgona.
- Och, mam tu coś dla ciebie – Rosjanka pogrzebała w swojej torebce i wyciągnęła z niej srebrną odznakę prefekta – Wypadła ci wtedy na błoniach -wytłumaczyła z uśmiechem. W tej chwili podszedł do nich Siergiej, najwyraźniej niezadowolony dobrymi relacjami panującymi pomiędzy tą dwójką.
- Idziemy – rozkazał, łapiąc dziewczynę brutalnie za ramie i pociągnął w stronę grupki uczniów z Salzamu.
- Chyba nic z tego – burknęła Parkinson z satysfakcją, mijając Dracona.

~*~
Mistrz eliksirów tradycyjnie rozpoczął zajęcia od odjęcia gryfonom kilku punktów, nakrzyczenia na uczniów za niezrozumienie treści zadania domowego i poznęcania się na Longbottomie. Po czym wziął kartkę pergaminu i sprawdził frekwencję.
Granger? - warknął, wodząc swoimi czarnymi oczami po zgromadzonych. Harry i Ron spojrzeli po sobie ze strachem w ochach.
Myślisz że ona to jednak zrobiła? - szepnął Ron drżącym głosem. Harry dobrze pamiętał jak ich przyjaciółka mówiła o zamiarze użycia zmieniacza czasu.
- Ale to niebezpieczne – żachnął się Ron.
- Może niedługo wróci. Wiesz że to dla niej ważne – szeptał Potter, który nie zauważył że Severus stoi przy ich ławce i przysłuchuje się rozmowie.
- Potter, jak chcesz sobie poplotkować, to zrób to na przerwie – syknął Harremu do ucha, po czym dodał – Gryffindor traci 20 punktów.

 W sali rozległy się pomruki niezadowolenia.
Po zakończonych zajęciach wszyscy wyszli oprócz Dracona, który został zatrzymany przez profesora.
- Gdzie jest Rita? - zapytał chłopaka zimnym tonem. Draco tylko wzruszył ramionami – Wiesz co Czarny Pan ze mną zrobi, jeżeli się o tym dowie? - kontynuował – Dobrze ci radzę Draco. Wysil swoją pamięć!
Chłopak opowiedział jak nie mógł znaleźć swojej odznaki prefekta więc panna Riddle poszła sama.

- Wtedy ją widziałem po raz ostatni - burknął.
- Możesz iść. Mam cię na oku – warknął Snape i wskazał Malfoyowi drzwi.


***
No i jest kolejny rozdział. Przyznam, że pomysł z eliksirem wielosokowym jest trochę niedopracowany. Lepiej mi się piszę w różnych narracjach, lecz to może wyglądać chaotycznie. Dziękuje za komentarze pod moimi wypocinami. Zapraszam też na drugiego mojego bloga,
www.in-the-sadness.blogspot.com

czwartek, 17 września 2015

Rozdział III

Czarodziej i czarownica w ciemnych szatach, przechadzali się po zazielenionych błoniach szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Widać było że czują się swobodnie w swoim towarzystwie. W pewnej chwili przystanęli oboje i zapadło niezręczne milczenie, które jako pierwsza przerwała dziewczyna.
- Hogwart jest naprawdę zachwycający - zaczęła nieśmiało, podchodząc bliżęj chłopaka - najbardziej podoba mi się na Wieży Astronomicznej - dodała z uśmiechem.
- Cieszę się, żę mogłem pomóc - bąknął blondyn.
Nagle jakaś niewiadoma siła zaczęła pchać te dwójkę ku sobie i już prawie ich usta złączyły się w pocałunku lecz ta chwila została brutalnie przerwana
- Draco. Co ty wyprawiasz? - blondyn aż się zatrząsł ze złości, widząc Ritę idącą w ich stronę. Hekate wydawała się być przerażona i zaskoczona zarazem.
- W czymś przeszkodziłam? - zapytała Riddle przesłodzonym głosem, uśmiechając się wrednie.
- Ja już chyba sobie pójdę - powiedziała spłoszona rosjanka.
-Zaczekaj - nalegał chłopak rozpaczliwie.
- Przypomniałam sobie, że obiecałam pomóc Daszy w porządkach - rzuciła i szybko oddaliła się w stronę zamku.
- Tak przeszkodziłaś - warknął blondyn - niszczysz mi życie - krzyknął tak, że kilka puchonek popatrzyło w jego stronę. Malfoy był wściekły, miał dość swojej uciążliwej koleżanki. Najgorsze w tym wszystkim było to, że gdyby się na coś nie zgodził jego rodzina mogłaby ucierpieć z rąk Voldemorta.
- Daj mi wreszcie spokój - powiedział do zdezorientowanej Rity, która najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego co się właśnie wydarzyło.
- Wyluzuj - burknęła - spotkasz ją jeszcze. Poza tym zawsze jest jeszcze Pansy Parkinson - dodała, zanosząc się chichotem. Tego było już za wiele. Dracon wyciągnął różdżkę i wycelował nią w dziewczynę.
- Ostrzegam - wycedził z miną szaleńca. Na co Riddle zaczęła się śmiać jeszcze głośniej,
- Nie bądz głupcem - syknęła - chyba nie chcesz aby twój ojciec albo matka poznali gniew Czarnego Pana?
To był wystarczający argument to zaniechania ataku. Malfoyowie, mimo iż tego nei okazywali to bardzo byli ze sobą związani. Chłopak nie mógłby sobie wybaczyć gdyby coś się stało rodzicom z jego własnej głupoty.
- Ok - usprawiedliwiał się - Trochę mnie poniosło. Chciałem ci tylko powiedzieć abyś mi dała trochę swobody - próbował podejść do tematu spokojniej. Dziewczyna spuściła wzrok.
- Przepraszam. Ale ja - zaczęła cicho - Ja mam tutaj tylko ciebie - dodała ponuro.
Chłopak poczuł że robi mu się żal córki szefa rodziców. Właściwie to znali się od dziecka, bo jego matka, kobieta o złotym sercu, nie mogła znieść myśli że mała Rita musi siedzieć sama, bez ojca (który w tamtym czasie był wrakiem) i matki.
- Pewnie ludzie sobie wyobrażają, że bycie córką Voldemorta to istna sielanka. Ale to totalne piekło! - krzyknęła zrozpaczona  - błąkam się po tym wielkim, pustym domu pełnym dziwnych, nieznajomych czarodziejów i czarownic.
- Piekło to by było gdyby się dowiedzieli kim naprawdę jesteś - próbował pocieszać ją Draco. Dziewczyna otarła samotną łzę i wtuliła się w ramiona przyjaciela.
- Znajdz sobie koleżankę albo chłopaka - proponował chłopak, pragnąc uwolnić się od zrozpaczonej Rity.
- Wszyscy mają mnie za idiotkę. Kto by chciał być z kimś takim.
- Bez przesady. Chyba wpadłaś w oko Averemu - zauważył Malfoy na co Riddle udała że wymiotuje. Po krótkiej sprzeczce oboje poszli do zamku obejmując się przyjaźnie. Wszystkiemu przyglądała się Hekate zza winkla


~*~


W pokoju wspólnym Gryffindoru przy stole zawalonym książkami, siedziała Hermiona Granger i zawzięcie notowała coś na pergaminie.
- Co robisz? - usłyszała nad sobą czyjść głos. Jak oparzona zamknęła otwartą księgę i jakby automatycznie powiedziała
- odrabiam pracę domową
- Spokojnie - powiedziała Ginny, dosiadając się do koleżanki - Chyba ostatnio mało sypiasz.
Granger widząc rudą czuprynę, odetchnęła z ulgą i szybko wyznała koelżance cel swoich poszukiwań.
- Więc to są kroniki uczniowskie? - dopytywała się Ginny, biorąc do ręki jedną z książek i otwierając na losowej stronie. Dziewczyna rzuciła książką ze strachem i obrzydzeniem widząc przystojnego szatyna w szatach Slytherinu, uśmiechającego się czarująco. Pod zdjęcie m widniał podpis "Tom Riddle".
- Co się stało? - dopytywała się Hermiona, widząc zachowanie Ginny.
- To on. Tom Riddle - pisnęła, podając koleżance książkę. Ginny jak przez mgłe pamiętała wydarzenia z drugiego roku nauki w Hogwarcie, kiedy to Riddle za pomocą swojego wspomnienia omotał ją i zmusił do straszliwych rzeczy.
- Prefekt naczelny i zdobywca specjalnej nagrody za zasługi dla szkoły - przeczytała na głos Granger.
- Oślizgły drań. Przez niego oskarżyli Hagrida - warknęła, poirytowana Ginny.
Hermiona z impetem zamknęła księgę, a niewinna twarz Toma przybrała grymas wściekłości wyrażający dezaprobatę dla tej czynnośći.
- Ona musi być młodsza od Sama-wiesz-kogo - szepnęła do Weasley i zabrała się za werotwanie kolejnej księgi. Siedziały tak, aż nastał wieczór a Pokój Wspólny zapełnił się mieszkańcami domu lwa. Ginny już dawno przysnęła, podpierając się łokciem. Ze snu wybudził ją entuzjastyczny krzyk Hermiony
- Mam! - ryknęła gryfonka z podekscytowaniem.
- Co takiego Hermiono? - zapytali jednocześnie Harry i Ron, którzy właśnie przyszli.
- Znalazłam moją matkę w kronikach szkolnych - powtórzyła nieco przyciszonym głosem. 
- ale czad! - ucieszył się Ron.
- Tak sobie pomyślałam - zaczęła nieśmiało, obawiając się reakcji pozostałych - że mogłabym użyć zmieniacza czasu aby chociaż ją zobaczyć - wyrzuciła na jednym wydechu. 
- Hermiono to zbyt niebezpieczne - żachnął się Harry - sama mi mówiłaś że straszne rzeczy się dzieją z tymi co igrają z czasem. A jeśli coś pójdzie nie tak i nie będziesz mogła wrocić ? -spekulował Harry. 
- Chyba masz rację - przyznała dziewczyna ze smutkiem w oczach. Hermiona zebrała księgi, pożegnała się z przyjaciółmi i poszła do dormitorium. Czula się rozdarta, musisała ją spotkać, zobaczyć jaka była, czegoś się dowiedzieć. Wyciągnęła z kieszeni cenny zmieniacz czasu. W prawdzie powinna go oddać profesor McGonagall, ale skoro tamta się nie upomina.Musiała się teraz bardzo dobrze przygotować do podróży za plecami swoich przyjaciół. Po cichu weszła do pokoju i wyciągnęła swoją torebkę na ktorej wcześniej zastosowała zaklęcia zwiększająco-zmniejszające. Z kufra wygrzebała kilka buteleczek napełnionych szarą substancją i wrzuciła je do torebki razem z kroniką studencką. Miała opory przed zabraniem księgi, wkońcu to była własność szkoły ale czuła, że tak książka okaże się przydatna. Gdy już wszystko zabrała, po cichu wymknęła się z dormitorium uważając aby nie obudzić swoich koleżanek. Zeszła spirlnymi schodakami do pokoju wspolnego gdy za plecami usłyszała znajomy głos.
- Gotowa do nocnego patrolu? - zaganął ją Seamus, który zostal drugim prefektem. Dziewczyna się wzdrygnęła i odwróciła w stronę kolegi. W tamtym momencie miała ochotę mu pzywalić. Przecież była prefektem, jak mogła o tym zapomnieć. 
- Chodźmy - weschnęła z udawanym spokojem. 


~*~

W lochach dwojka prefektów z domu węża szykowała się do obchodu. Zniecierpliwiona dziewczyna przytupywała nogą ze zdenerwowaniem stojąc w Pokoju Wspolnym i czekając na swojego kompana, który miotał się w poszukiwaniu odznaki prefekta po całym dormitorium. W końcu zrezygnowany zszedł  do pokoju wspólnego.
- Ja chyba nie mogę iść - warknął - Idź sama, zgubiłem odznakę - dodał wzruszając ramionami. Choć nie dawał tego po sobie poznać to w środku aż się gotował ze złości. Rita jakoś nie wyglądała aby się tym specjalnie przejęła.
- Fujara - skomentowała Dracona i poszła w stronę kamiennej ściany. 

~*~

Szkolne korytarze o tej porze były puste i bardzo słabo widoczne, gdzieś w oddali słychać było pojękiwanie duchów co nadawało ponurej atmosfery. 
- Lumos - szepnęli jednoczeście Seamus i Hermiona, oświetlając mrok światłem z końców rożdżek. 
- Może się rozdzielimy? - zaproponowała dziewczyna, mając nadzieję że w ten sposób będzie mogła zrealizować swój plan. 
- Dobry pomysł - powiedział gryfon - Ja zostanę tutaj a ty sprawdz tamte korytarze - zaproponował na co Granger kiwnęła głową z apropbatą. 

~*~

Szła po omacku w kompletnych ciemnościach, zanim przypomniała sobie o bardzo użytecznym w takich sytuacjach zaklęciu. 
- Lumos - burknęła dziewczyna, przeklinając w myślach swoją głupotę. Nie była bojaźliwa, ale musiała przyznać iż w towarzystwie Malfoya czułaby się tutaj znacznie pewniej. 
- Ahh!  krzyknęła cicho, kiedy koło niej przeleciał Krwawy Baron, duch Slytherinu, podzwaniając łańcuchami. O wiekszą irytację przyprawial ją fakt, że kiedy ona tutaj prawie umiera na zawał, jej kolega, który powinien tutaj teraz być, zapewne przewraca się na drugi bok w ciepłym łóżku. 
- Kurwa - zaklęła cicho pod nosem. 'Opanuj się, przecież jesteś corką najstraszliwszego czarnoksiężnika, tatuś nie byłby zachwycony gdyby zobaczył twoją panikę' myślała nerwowo, krocząc ciągle przed siebie. 

~*~ 


Hermiona Granger przyspieszyła kroku. Musiała znaleźć odpowiednie miejsce aby użyć zmieniacza czasu. Wiedziała dokładnie ile powinna wykonać obrotów. Złapała lekko trzęsącymi się dłońmi zmieniacz i zaczęła liczyć w myślach obroty. Granger z bijącym sercem nasłuchiwała co się dzieje wkokół niej. Typowym dla Hogwartu nocą dzwiękom towarzyszył jeszcze jeden. Był to odłgos kroków a raczej głośny stukot butów na obcasie o kamienną posadzkę. Hermiona zamarła w miesjcu.
Ktoś się najwyraźniej zbliżał do miejsca w którym ukryła się gryfonka. Hermiona wiedziała że musi działać szybko. 
- 1.2.3.4.5 .... - liczyła w myślach w pośpiechu, czując jak pocą jej się ręce ze zdenerwowania. 
Nagle zza rogu wyłoniła się Rita a Hermiona widząc jej czarne kozaki na obcasie, zaklęła w myślach.
- Granger?!  - zapytała dziewczyna z zaskoczeniem - Nie wiem co tu robisz ale masz przechlapane! - warknęła. 
- 112, 113 ... 
Riddle w ostatniej chwili złapała za szatę gryfonki. Rita nie mogła uwierzyć własnym oczom. W jednej chwili wszystko wokół nich zaczęła wirować w zawrotnym tempie, podczas kiedy one same wydawały się nie ruszać z miejsca. Nagle wszystko wróciło do normy. Prawie. 
- Nie wiem co to było, ty wariatko, ale za to jesteś u Snape'a - warknęła Rita, wyrywając Hermionie zmieniacz czasu. 
- NIE!! - wrzasnęła Hermiona - RITA ZACZEKAJ! - krzyknęła z desperacją i zaczęła biec w nadziei, że zdoła powstrzymać Ritę.

Co się wydarzy dalej, dowiecie się w kolejnym rozdziale. Wyjaśni się też sprawa odznaki prefekta. W końcu Hermiona wyruszyła na poszukiwanie swoich korzeni. Ale czy wszystko pójdzie po jej mysli? 

środa, 9 września 2015

Rozdział II

W Hogwarcie nastał kolejny dzień a tym samym za godzinę miały się rozpocząć pierwsze zajęcia. Młoda Rita Rosier pociągnęła swoje pełne usta czerwoną szminką i cmoknęła kokieteryjnie. Po czym przyjrzała się swojej nieskazitelnie, bladej cerze odziedziczonej po przystojnym ojcu. 
- Cześć Palancie - rzuciła do tlenionego blondyna, który siedział na jednej z sof w pokoju wspólnym.
- Cześć Kretynko - zrewanżował się Draco. Rita przysiadła się do kolegi. W Pokoju Wspólnym panował duży ruch a co dziwniejsze oprócz mieszkańców domu węża, kręciło się tu także pełno obcych czarodziejów i czarownic. 
- Rosier, zdejmij giry ze stołu nie jesteś u siebie - Rita usłyszała nad sobą jadowity głos profesora Snape'a, który niespodziewanie pojawił się tuż obok.
- Chodź ze mną, musimy porozmawiać - dodał, łapiąc brutalnie dziewczynę za rękaw szaty. 
- Zanim pójdziesz na śniadanie, ubierzesz dłuższą spódnicę - rozkazał, mierząc ją wzrokiem. 
Profesor zatrzasnął drzwi w swoim gabinecie i wskazał dziewczynie wolne krzesło przy biurku. Rita bez protestów spełniła polecenie nauczyciela.
- Wiedz że mam na ciebie oko - zaczął - Czarny Pan dał mi wyraźne instrukcje. 
- Mam pilnować abyś nie pakowała się w kłopoty - na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. 
- Nie potrzebuję niańki! - warknęła zdenerwowana ślizgonka
- Doprawdy?
- Mam szesnaście lat! Umiem o siebie zadbać - odparła z dumą.
- Szesnaście lat! To poważny wiek! - szydził Severus - Słuchaj no smarkulo! Nie obchodzi mnie co myślisz, ja tylko wykonuje polecenia twoje ojca - syknął ze złością. 
- Zdaje się że Narcyza prosiła cię o ochronę synka - burknęła.
- To nie powinno cię obchodzić. To sprawa pomiędzy Narcyzą a mną - powiedział Snape siląc się na spokój. 
- Radzę mieć się na baczności bo inaczej drops dowie się po czyjej jesteś stronie - syknęła Rita z triumfalnym uśmiechem na twarzy. 
- Próbujesz być taka jak twój ojciec, ale coś marnie ci to wychodzi - zasmiał się nauczyciel eliksirów, na co czy Rity zwęziły się w szparki ze złości.
- No dobra. Jaki jest prawdziwy powód tego że tu jestem - zapytała znudzonym tonem, bawiąc się swoimi czarnymi włosami. Snape poszperał w biurku i wyciągnął zwitek pergaminu
- To, jest ten powód - warknął, kładąc przed uczennicą zwój pergaminu.
- Ze swojego dobrego serca, radzę ci, abyś znalazła sobie kogoś, kto pomoże ci się przygotować do egzaminu poprawkowego. I ostrzegam, jeżeli nie dostaniesz przynajmniej PW to zwróce się do Dyrektora z prośbą wydalenia cię z Hogwartu - dokończył a jego czarne oczy błyszczały niebezpiecznie. Rita zaniemówiła. 
- Nie możesz mi tego zrobić! mój ojciec cię zniszczy! JA cie zniszczę - krzyczała dziewczyna w furii.
- Przyznam, że brzmi to dość komicznie w ustach szesnastoletniej dziewczynki - śmiał się Snape, czym jeszcze bardziej nakręcał rozwścieczoną Ritę.
- Żeby nie było tak przyjemnie. Będziesz współpracować z kimś z Gryffindoru - Snape najwyraźniej miał niezły ubaw.  
- O nie! Co to, to nie! - zaprotestowała kategorycznie dziewczyna i zrobiła obrażoną minę. 
- Będziesz pracować z panną Granger, a ja osobiście tego dopilnuje a teraz wynocha! - ryknął i pokazał palcem na drzwi. Rita lochów pobiegła do Wielkiej Sali. 
~*~

Przy stole gryfonów odbywały się ważne rozmowy polityczne w których ani Ron ani Harry nie chcieli brać udziału. Większość uczniów Hogwartu gapiło się na stół Slytherinu przy którym teraz siedzieli wraz ze ślizgonami, uczniowie Salzamu. 
- Dziwni są, nie? - zagadnął Ron do Harrego. 
- Uważam że rpzesadzasz Ronaldzie 
- Hermiona! - Harry i Ron rzucili się rpzyjaciółce na szyję. 
- Gdzie ty byłaś?  - dopytywali się wszyscy. 
- Później wam wszystko powiem - szepnęła do Rona i Harrego. Nagle Ron zrobił minę jakby zobaczył ducha. 
- Co jest? - zapytał Harry.
- Snape tu idzie - pisnął Ron. Rzeczywiście w ich stronę kroczył nauczyciel eliksirów a jego długa, przywodząca nietoperza szata łopotała za nim złowrogo.
- Panno Granger, proszę za mną - warknął do Hermiona, która posłusznie potruchtała za profesorem. 
- Była takim dobrym człowiekiem - westchnął Ron a Harry aż ze śmiechu opluł się sokiem dyniowym. Nagle poczuł że ktoś mu się intensywnie przygląda. Jego oczy spotkały się z chabrowym spojrzeniem należącym do uczennicy z Ravenclaw, która uśmiechnęła się do Harrego promiennie. 
- Co za laska! - zachwycał się Ron urodą krukonki, do czasu aż napotkał wściekłe spojrzenie Ginny.
- Chyba mnie lubi - szepnął Harry do Rona i oboje parsknęli śmiechem. 

~*~

Snape wyprowadził Hermionę za drzwi Wielkiej Sali. Gryfonka czuła się zdezorientowana i zakłopotana faktem bycia sam na sam ze Snapem. Ale starała się zachowywać naturalnie. 
- Granger, chciałbym cie prosić o przysługę - powiedział profesor a Hermione przebiegł dreszcz. 
- Jaką? - wyjąkała, obawiając się odpowiedzi.
- Chciałbym abyś pomogła pannie Rosier, przygotować się do egzaminu poprawkowego z eliksirów - oznajmił jakby nigdy nic.
- Z całym szacunkiem profesorze, ale dlaczego akurat ja, a nie ktoś ze Slytherinu? - spytała brunetka  nieśmiało.
- Bo ja tak mówię - warknął. Hermiona zrozumiała, że w tej sytuacji nie należy już denerwować profesora i się potulnie zgodzić na narzucone warunki.
- Oczywiście - wyjąkała chicho. 
- Świetnie, dopilnuję tego a teraz wracaj do Wielkiej Sali - syknął i odszedł powiewając połami swojej czarnej szaty.

~*~

- Czego chciał Snape? - Zapytał Harry z ciekawością. 
- O matko! Już myślałem że ciebie nigdy nie zobaczę - krzyknął Ron, rzucając się na Hermionę jednak ta go odepchnęła.
- Chce, żebym przygotowywała Ritę Rosier do egzaminu z eliksirów - odparła, wyraźnie niezadowolona.
- To nieźle - burknął Harry, gapiąc się bezmyślnie w swój talerz. 
- Może się zaprzyjaźnicie - zażartował Ron, zapychając się kurczakiem. Hermiona go zmierzyła pogardliwym spojrzeniem. Miała już dość żenujących dowcipów Rona i jego osoby. Jej myśli ciągle krążyły przy Elizabeth Lenox. Zastanawiała się czy powiedzieć o wszystkim Harremu i Ronowi.

~*~

Rita siedziała przy stole Slytherinu i bawiła się widelcem wyginając go na wszystkie strony. Obok ze znudzoną miną siedział Draco Malfoy, przeżuwając wolno kanapkę. Widać było że uczniowie niezbyt entuzjastycznie podchodzą do pierwszego dnia nauki.
- Co mamy pierwsze? - Zagadnął Goyle, pochłaniając dziesiątą kanapkę. 
- Może byś tak zamknął paszczę co? - oburzył się Malfoy, na widok Goyla.
- Przepraszam, mógłbyś mi podać sok dyniowy? - Draco usłyszał miły, aksamitny, kobiecy głos dobiegający gdzieś z prawej strony. Leniwie podniósł głowę i ujrzał piękną, czarnowłosą rosjankę z Salzamu. 
- eee .... 
- Masz - powiedziała Rita, podając dziewczynie dzbanek. 
- Co to było? - oburzył się Draco, gdyż to on chciał podać dziewczynie sok.
- Jak to co? Dziewczyna by się nigdy nie doczekała tego soku od ciebie - burknęła - A tak serio, to powinieneś się wybrać do logopedy, albo czytać więcej książek bo masz problemy z wysławianiem się - dodała jadowicie na co Crabbe, Goyle i Zabini parsknęli śmiechem. 
- Dowiem się jaką mamy pierwszą lekcję ? - dopytywał z niecierpliwością Goyle. 
- Eliksiry z gryfonami - syknęła Rita i wszyscy zrobili smutne miny.
- Lepiej się pospieszmy, nietoperz nie lubi czekać - rzucił Zabini i wszyscy zachichotali. 
- Czekajcie na mnie! - krzyczał Draco, biegnąc przez Wielką Salę i rozpychając się łokciami. Nagle poczuł coś twardego i padł na ziemię jak długi. Gdy się ocknął zauważył że się z kimś zderzył. 
- Nic ci nie jest? - to był ten sam głos co przy stole. Draco mrugał nieprzytomnie oczami.
- Pomogę ci - zaproponowała dziewczyna i pomogła chłopakowi wstać. Teraz mógł jej się bliżej przyjrzeć. była niewiele niższa od niego, miała bardzo delikatne rysy twarzy, jasne oczy i ciemne włosy. 
- Dzięki - wydukał ślizgon, oczarowany urodą nieznajomej. Malfoy pomyslał że wypadałby się przedstawić w takiej sytuacji.
- Draco Malfoy - powiedział, ujmując jej delikatną rękę. 
- Hekate, po prostu Hekate - powiedziała uśmiechając się.
- Lepiej się pospieszmy, za minutę zaczyna się lekcja eliksirów - zauważyła dziewczyna i oboje udali się do lochów, gawędząc po drodze,
- Podoba ci się Hogwart? - zapytał Draco.
- Jest cudowny, choć jeszcze nie zwiedziłam całego zamku - odpowiedziała, w biegu.
- Mogę cie oprowadzić jak chcesz - zaproponował blondyn a dziewczyna przyjęła propozycję z aprobatą. 

~*~

Wyglądało na to że lekcja eliksirów już się zaczęła, co można było wywnioskować z odgłosów dobiegających zza drzwi: "Potter ty umiesz czytać?", "Ostrożnie Longbottom!", "Gryffindor traci 20 punktów", "Bardzo dobrze, panie Zabini". Draco niepewnie nacisnął klamkę w drzwiach. Oczywiście profesor nie zauważył spóźnienia swojego ucznia.
- Rozumiem że w waszej szkole, spóźnianie się na zajęcia jest normalne? - syknął do Hekate - Proszę wziąć kociołek cynowy rozmiar dwa, będziemy ważyć eliksir spokoju - powiedział do reszty klasy. 
- Teraz was podzielę na grupy - oznajmił. Harry został przydzielony do Malfoya i Goyla, Ron i Nevile do Pansy a Hermiona do Rity i Hekate. 
- Na tablicy macie instrukcje, czas start - powiedział mistrz eliksirów. 
W sali zrobił się ruch, wszyscy zaczęli biegać do szafek w poszukiwaniu odpowiednich składników. 
- Znasz się na eliksirach? - Hermiona zwróciła się do Hekate. 
- Też mamy eliksiry - powiedziała z powagą rosjanka. 
- Rita, idź do szafki do sproszkowane kolce jeżozwierza - rozkazała Hermiona.
- Chyba coś ci się w głowie pomieszało szlamo - syknęła obrażona Riddle. Hermiona ciężko westchnęła i sama poszła po kolce. W tym czasie Hekate przygotowywała róg jednorożca.
- Może byś coś pomogła? - warknęła do Rity, która najwyraźniej uznała że robienie eliksirów wykracza poza jej kompetencje.
- Bo co? Rzucisz na mnie czarnomagiczną klątwe? 
- Nie. Bo przez ciebie dostaniemy złą ocenę - warknęła poirytowana Hekate. Na szczęście pojawiła się Hermiona z kolcami jeżozwierza.
- Jak tu panie sobie radzą? - zagadnął sucho Snape, zaglądając do ich kociołka.
- Przecież nic tu nie jest jeszcze zrobione! - syknął z oburzeniem. 
- Gryffindor traci 5 punktów - powiedział z wrednym uśmiechem i poszedł dalej. Hermiona wyglądała jakby zaraz miała rozszarpać wszystkich wokół. Zerknęła na lewo gdzie Harry i Malfoy kłócili się o to kto ma mieszać eliksir a Goyle śmiał się głupkowato wrzucając byle jakie składniki do kociołka.
- Ten Snape, to jakiś cham - zauważyła Hekate. Hermiona poczuła żę chyba ją polubi. Nagle w sali rozległ się potężny huk. To Longbottom przesadził z podgrzewaniem i wysadził swój kociołek, obryzgując wszystkich wokół.  Malfoy i Harry przestali się kłócić, teraz stali obryzgani fioletową mazią. 
- Gryffindor traci 20 punktow! Longbottom szlaban! - Krzyknął wyprowadzony z równowagi Snape. Hermiona szybko skorzystała, z rozgardiaszu i pospieszyła się ze swoim eliksirem aby zdążyć na czas. Po chwili przy ich stoliku pojawił się mistrz eliksirów.
- Hmmm.... kolor bardzo dobry, dobre proporcje - mruczał, zaglądając do kociołka - Nędzny plus - powiedział ostatecznie. 
- Nędzny? Ale jak to! To niesprawiedliwe! -piekliła się Hermiona.
- Cisza. 
- Daj spokój, nie ma sensu - powiedziała Hekate, próbując uspokoić Hermionę. Po chwili rozległ się dzwonek, zwiastujący koniec tych okropnych dla gryfonów zajęć. 
- Dostałaś nędzny? - dziwił się Ron, gdy wychodzili z lochów. 
- Tak, po części przez Ritę i przez Snape'a.
- Ja dostałem Trolla, za to że Nevile rozwalił kociołek - powiedział Ron z ponurą miną. 
- Chodźcie, muszę wam coś ważnego powiedzieć - powiedziała Hermiona, prowadząc przyjaciół w ustronne miejsce. W końcu się zatrzymali na siódmym piętrze.
- Co jest takiego ważnego, że ciągniesz nas aż tutaj?
- Ja nie jestem szlamą - powiedziała na wydechu, choć to obraźliwe słowo ledwo co jej przeszło przez gardło.
- Jasne że nie! To tylko Malfoy jest takim burakiem aby cię w ten sposób nazywać - żachnął się Ron.
- Moi proawdziwi rodzice byli czarodziejami czystej krwi - powiedziała w końcu, choć sama ledwo w to wierzyła. Tyle czasu żyła ze świadomością że jest półkrwi, tyle czasu znosiła złośliwe docinki ślizgonów. 
- Jak to? - zapytali jednocześnie. Hermiona opowiedziała przyjaciołom o tym czego się dowiedziała w sierocińcu i o tym co jej mówili rodzice.
- Nieźle! Myślisz że ją znajdziesz? - dopytywał się Ron z podnieceniem.
- Jeszcze nie próbowałam. Możliwe że są jakieś informacje, tutaj, w Hogwarcie - zaczęła - jakieś trofea w izbie pamięci, spis absolwentów w bibliotece na pewno coś takiego istnieje, no bo, w mugolskich szkołach istnieje - zastanawiała się na głos.
- Cokolwiek zdecydujesz, my ci zawsze pomożemy, prawda Ron? - powiedział Harry z przekonaniem. 
- Nooo, taak - zgodził się Ron.  
- Dziękuje wam. Jesteście moimi prawdziwymi przyjaciółmi - powiedziała Hermiona, obejmując za ramiona Rona i Harrego.

No i mam kolejny rozdział. Teraz się zaczną poszukiwania korzeni Hermiony. Nie wiem czy moja Hekate nie przypomina za bardzo Mary Sue (ech trudno). Będą nowe pary, nowi bohaterowie, nowe losy trójki Hogwartu. Będę opisywała  życie Draco, Rity, Snape`a, poszukiwania Hermiony. Mam w planach jakie zabawy z czasem ale to później. (Rita jest córką TMR ale nikt poza kręgiem śmierciożerców, Draconem, Snapem i Dumbledorem o tym nie wie)

wtorek, 8 września 2015

Rozdział I

To była bardzo ciężka noc dla Hermiony. Gryfonka przez cały czas biła się z myślami i zastanawiała jak teraz będzie wyglądać jej dalsze życie. Czuła się rozdarta pomiędzy rodziną, która ją przez tyle lat traktowała jak swoją córkę, która jej dała tyle ciepła i miłości. Niespodziewanie po policzku popłynęła jej samotna łza, którą szybko otarła rękawem swetra. Z dołu dobiegł ją głos matki, wołającej na śniadanie. Hermiona wrzuciła jeszcze jedną bluzkę do kufra i zamknęła go z cichym trzaskiem. 
- Mam nadzieję że to nic nie zmieni między nami ? - Zapytała niepewnie Jane, gdy ujrzała zaspaną córkę. Hermiona przecząco pokiwała głową i przytuliła rodziców.
- To przecież wy jesteście moimi prawdziwymi i jedynymi rodzicami - powiedziała pocieszająco i zajęła miejsce koło ojca. Pan Granger czule pogładził córkę po włosach. 
- O rety! ale już późno. Szybciej Greg, pij te kawę, trzeba zawieźć Hermionę na dworzec! - ponaglała pani Granger, która właśnie uświadomiła sobie która jest godzina. Rodzice wstali szybko ze swoich miejsc ale ich córka się ociągała. 
- Ja nie jadę - oznajmiła szybko. Zapanowała grobowa cisza, rodzice patrzeli po sobie ze zdziwieniem. 
- Jak to nie jedziesz? Nie chcesz się zobaczyć z przyjaciółmi? - dopytywała pani Granger, która była zaskoczona i zdenerwowana tym co przed chwilą usłyszała.
- Spokojnie. Pojadę jutro - tłumaczyła dziewczyna - Muszę koniecznie coś załatwić - dodała tajemniczo.
- Hermiono nie wygłupiaj się! Jeżeli chodzi o twoją matkę to możesz to zrobić kiedy indziej! - zbulwersował się ojciec. 
- Greg, daj jej spokój - skarciła męża pani Granger - Jeżeli jest taka możliwość, to niech jedzie jutro - dodała, na co mąż tylko machnął lekceważąco ręką i poszedł do dużego pokoju. 
- Nie przejmuj się tatą kochanie, jest mu trudno w tej sytuacji - wytłumaczyła matka, na co Hermiona wybuchnęła - A nie przyszło wam do głowy, że mnie jest trudniej! Okłamywaliście mnie przez ten cały czas! 
- Spokojnie kochanie. Rozumiem cię, to bardzo trudne zarówno dla ciebie jak i dla nas. Gdybyś potrzebowała mojej pomocy w czymkolwiek, to wiedz że zawsze możesz na mnie liczyć - powiedziała na odchodne i zniknęła za drzwiami zostawiając córkę samą w kuchni. Hermiona oparła się o blat stołu. Jej serce biło bardzo szybko, to nie tak miało być. Szybko zerknęła na zegarek, który wskazywał godzinę dwunastą. Harry i Ron są już pewnie w pociągu - pomyślała. Poczuła na ramieniu rękę matki, która bardzo przejmowała się stanem psychicznym swojej córki. 
- Mamo chcę cie prosić abyś mi pomogła w odszykaniu moich rodziców - oznajmiła cicho. 
- Dobrze pomogę ci kochanie. Powinnyśmy się wybrać do sierocińca z którego cię wzięliśmy.  

-*-

Czerwona lokomotywa Express Hgowart mknęła jak co roku tą samą trasą, wioząc czarownice i czarodziejów na kolejny rok w Hogwarcie. W jednym z przedziałów siedział rudy młodzieniec wraz ze swoim kolegą Harrym. 
- Gdzie jest Hermiona ? - zastanawiał się Ron. 
- To dziwne, ale nie widziałem jej na peronie - oznajmił Potter, zaczytany w "Quddichu przez wieki". 
- Może jest w wagonie prefektów. Przecież pisała że przysłali jej odznakę - spekulował dalej Weasley. Wtem otworzyły się drzwi do przedziału i stanęli w nich Draco i Rita. 
- Czego tu chcecie, Malfoy? - burknął, zdenerwowany Ron.
- Panuj nad sobą Weasley, bo odejmę ci parę punktów - powiedział, a dziewczyna za nim zachichotała. 
- Zostałeś prefektem ? -zdziwił się Ron. 
- Ona też - odpowiedział blondyn, wskazując na srebrną odznakę z symbolem węża na piersi dziewczyny. 
- Zazdrościcie? - spytała z pychą - Tobie to akurat wystarczy bycia na świeczniku - zwróciła się do Harrego a Draco ryknął śmiechem. 
- Spadaj stąd Rosier i zabieraj tę śliską fredkę - odgryzł się Harry na co Rita pokazała mu język.
- Widziałaś w wagonie prefektów naszą Hermionę ? - wychylił się Ron, na co Harry posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. 
- Nie. Staram się nie przebywać za blisko ludzi jej pokroju, to może być zaraźliwe - syknęła i wyszła z przedziału, trzaskając drzwiami. 
- Co za kretyni - westchnął Ron. Reszta podróży minęła chłopcom w  milczeniu. Mimo iż, nie rozmawiali to oboje martwili się o swoją koleżankę. 

-*-

Hermiona i jej matka stanęły przed potężnym gmachem, budynkiem sierocińca z którego piętnaście lat temu państwo Granger przygarnęło małą Hermionę pod swój dach. Jane pchnęła ciężkie drzwi i obie kobiety znalazły się w przestronnym holu. Wokół panowała zupełna cisza ale z góry dobiegały je płacze i krzyki małych dzieci. Jane westchnęła ciężko i skierowała się na schody. 
- Panie do kogo? - zapytała młoda, może dwudziestoparoletnia dziewczyna, która najwyraźniej była tutaj jedną z opiekunek. 
- My mamy sprawę prywatną - zaczęła Jane - Otóż, moja córka chciałaby poznać swoich biologicznych rodziców - dokończyła, choć ledwo przeszło jej to przez gardło. 
- Rozumiem że chcą panie uzyskać wgląd do archiwów sierocińca? Niestety w tej sprawie, muszę pomówić z moją przełożoną. Proszę sobie tutaj chwilkę poczekać a ja zaraz wrócę - zakomunikowała opiekunka i zniknęła za rogiem. 
Hermiona i jej matka siedziały tam jak na szpilkach. W końcu przyszła do nich przysadzista, starsza kobieta o dość surowym wyrazie twarzy. 
- Harriet Jonson - przedstawiła się, podając rękę obu kobietom - Jestem dyrektorką tej placówki, praktycznie od jej powstania - dodała z dumą. Hermionę ucieszyła ta informacja, gdyż pomyślała że starsza kobieta może pamiętać jej matkę. Harriet zaprowadziła je do wielkiego pomieszczenia w którym piętrzyły się stosy segregatorów, opasłych teczek i ksiąg. 
- Proszę wybaczyć, ale mamy tutaj straszny rozgardiasz - wytłumaczyła dyrektorka, widząc minę pani Granger. 
- Proszę powtórzyć swoje nazwisko - zwróciła się do Jane
- Granger, G-r-a-n-g-e-r - przeliterowała kobieta. Pani Jonson na chwilę zniknęła za stertą dokumentów i po chwili wyłoniła się, trzymając w ręce jakąś teczkę. 
- To wszystko co mamy - powiedziała, wręczając teczkę Hermionie do ręki. Gryfonka poczuła się jakby trzymała w ręce jakiś drogocenny artefakt. 
- Proszę to sobie przejrzeć tutaj na miejscu - poradziła pani Jones - ja muszę wrócić na chwilkę na dół - dodała i poszła. 
Hermiona ostrożnie położyła na ławce grubą teczkę i z bijącym sercem złapała za sznureczki. Jej oczom ukazały się różne dokumenty, ważne i mniej ważne. 
- Pomogę - zaproponowała pani Granger i po chwili wyciągnęła pełny akt urodzenia Hermiony. 
- Nic tu nie ma - powiedziała ze smutkiem, wręczając kartkę córce.
- Lenox - przeczytała szeptem.
- Co? - zdziwiła się Jane.
- To była Elizabeth Lenox - powtórzyła Hermiona, ledwo łapiąc oddech. 
- Ale jak to? przecież przed chwilą nic tam nie było
- Bo nie jesteś czarownicą. Teraz mam dowód że moja matka była czarownicą! - ucieszyła się Hermiona na co Jane uśmiechnęła się smutno. 
- Masz co chciałaś. Teraz możemy iść - rozkazała Jane. Hermiona wyczuła że matka jest zła, ale chciała jeszcze wyciągnąć jakieś informacje od starej szefowej.
- Idź mamuś. Ja jeszcze muszę się o coś zapytać - powiedziała. Było jej źle, że tak potraktowała swoją matkę. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła do niej żal i złość. Ona powinna zrozumieć że to dla Hermiony ważne.
- Znalazłaś coś kochanie? - zagadnęła Harriet, niosąc filiżankę kawy. 
- Tak. Ale chciałabym się o coś pani spytać - zaczęła nieśmiało - w 1979 roku pani tutaj pracowała prawda? 
- Racja. Choć byłam bardzo młodą dziewczyną - zachichotała Harriet.
- Tak sobie pomyślałam że może pani zapamiętała moją mamę.
- Oj skarbie, tutaj przewija się tylu ludzi, że nie sposób wszystkich spamiętać, niestety. 
- A może był ktoś kiedyś, kto szczególnie zwrócił pani uwagę. Może jakaś dziwnie ubrana kobieta albo dziwnie się zachowująca - brnęła dalej panna Granger. 
- Taaak, Przypomina się pewna kobieta. Ona była naprawdę dziwna, chyba jakaś stuknięta.
- Stuknięta? Dlaczego pani tak uważa? - zapytała dziewczyna z lekkim oburzeniem. 
- No wiesz, chodzenie w długim czarnym płaszczu w środku lata jest trochę dziwne.
- A jak wyglądała? - dopytywała się Hermiona.
- Młoda, nawet ładna zresztą nie pamiętam za bardzo. Miała tak z osiemnaście lat, chyba brązowe włosy no i ten płaszcz....tylko to zapamiętałam - wyznała, siorbiąc kawę. 
- Dziękuję pani bardzo za pomoc - powiedziała Hermiona, ściskając pulchną rękę Harriet. Czuła jak przepełnia ją nadzieja, czarny płaszcz dał jej wiele do myślenia. 

-*-

Około godziny dwudziestej pociąg dotarł na docelową stację. W jednej chwili otworzyły się wszystkie drzwi w wagonach a na peronie zrobiło się czarno od czarodziejskich peleryn. 
- Kurczę. Martwie się o Hermionę - powiedział Ron, gdy już siedzieli w powozach. 
- Może zaspała, mam nadzieję że nic jej nie będzie - wtrąciła się Luna Lovegood, uczennica Ravenclawu uważana powszechnie za dziwaczkę. 
- Żartujesz? Hermiona nigdy nigdzie się nie spóźnia - krzyknął Ron, który był już na skraju wytrzymałości. Harry wolał się nie odzywać, by nie prowokować kolegi. 
Po dziesięciominutowej przejażdżce powozem wszyscy wkroczyli do Wielkiej Sali na coroczną biesiadę. Jak co roku Tiara  Przydziału zaśpiewała piosenkę a pierwszoroczni zostali przydzieleni do domów. Jednak nie wszystko miało w tym roku wyglądać tak jak zwykle. 
- Czarny Pan odzyskuje siłę ,czy to już koniec świata jaki znamy? - przeczytał na głos Harry Potter.
W sali rozległo się stukanie. To profesor McGonagall próbowała zwrócić uwagę rozgadanych uczniów.
- Proszę o uwagę. Profesor Dumbledore chce wam coś powiedzieć. Dziękuję. 
- Dziękuje Minerwo. Chciałem was poinformować, że będziemy mieli gości - powiedział, a na sali rozległy się szepty - Uczniowie Szkoły Magii Salzam z Rosji pojawią się u nas dziś w nocy i zostaną na czas nieokreślony. Dlatego proszę was abyście ich przyjęli z należytym szacunkiem i sympatią. A teraz sobie zajadajcie - dokończył i opadł na swoje bogato zdobione krzesło.
- Salzam? Tam podobno nauczają czarnej magii - przestraszył się Ron.
- Przecież czarna magia jest zakazana - zauważyła Ginny.
- Nie u nich - Wtrącił Ferd.
- Mój ojciec mi opowiadał, że tam zaklęcia niewybaczalne są na porządku dziennym - Powiedział Seamus. A wszyscy zrobili wystraszone miny. Póki co nikt się tym zbytnio nie przejmował. Ron jak zwykle zajadał się smakołykami z apetytem. 
- Brakuje mi tego jej "Ron, czy ty musisz się tak obżerać?" - powiedział rudzielec ze smutkiem.
- Hermiona na pewno jutro przyjedzie do Hogwartu - pocieszała brata Ginny. 
Po uczcie udali się do wieży gryfonów, gdzie odbyła się mała impreza powitalna na cześć nowego roku. Podczas przyjęcia zagadnęła ich profesor McGonagall
- Potter, a gdzie wasza koleżanka Granger? 
- Nie wiemy pani profesor. Nie było jej w pociągu. Podejrzewam że przyjechałaby w następnych dniach - powiedział Harry z zakłopotaniem.
- W takim razie musimy po nią wysłać pociąg. Zamierzałeś mi to w ogóle powiedzieć Potter? - skarciła Harrego profesor i poszła do reszty uczniów. 

-*-

W tym samym czasie, na dziedzińcu Hogwartu zaczęły się materializować postaci w czarnych jak noc pelerynach - uczniowie Salzamu. Noc była ciepła a niebo rozświetlały jasne gwiazdy. 
Uczniowie rozglądali się z zachwytem po brukowanym dziedzińcu. 
- Więc to jest ten słynny Hogwart? - spytał Siergiej na co Dasza i Hekate przewróciły oczami. 
- Jest piękny - powiedziała Hekate, patrząc na Wieżę Astronomiczną.
Wtem na dziedzińcu pojawił się starzec z długą, srebrną brodą, w obszernej pelerynie. 
- Witajcie moi drodzy! Ja jestem Albus Dumbledore dyrektor Hogwartu - powiedział, rozkładając ręce w gościnie. Uczniowie wpatrywali się w niego z zaciekawieniem. 
- Zapraszam was do środka moi kochani. Czujcie się jak u siebie - powiedział i otworzył wielkie drzwi do zamku, zapraszając gości do środka.