To była bardzo ciężka noc dla Hermiony. Gryfonka przez cały czas biła się z myślami i zastanawiała jak teraz będzie wyglądać jej dalsze życie. Czuła się rozdarta pomiędzy rodziną, która ją przez tyle lat traktowała jak swoją córkę, która jej dała tyle ciepła i miłości. Niespodziewanie po policzku popłynęła jej samotna łza, którą szybko otarła rękawem swetra. Z dołu dobiegł ją głos matki, wołającej na śniadanie. Hermiona wrzuciła jeszcze jedną bluzkę do kufra i zamknęła go z cichym trzaskiem.
- Mam nadzieję że to nic nie zmieni między nami ? - Zapytała niepewnie Jane, gdy ujrzała zaspaną córkę. Hermiona przecząco pokiwała głową i przytuliła rodziców.
- To przecież wy jesteście moimi prawdziwymi i jedynymi rodzicami - powiedziała pocieszająco i zajęła miejsce koło ojca. Pan Granger czule pogładził córkę po włosach.
- O rety! ale już późno. Szybciej Greg, pij te kawę, trzeba zawieźć Hermionę na dworzec! - ponaglała pani Granger, która właśnie uświadomiła sobie która jest godzina. Rodzice wstali szybko ze swoich miejsc ale ich córka się ociągała.
- Ja nie jadę - oznajmiła szybko. Zapanowała grobowa cisza, rodzice patrzeli po sobie ze zdziwieniem.
- Jak to nie jedziesz? Nie chcesz się zobaczyć z przyjaciółmi? - dopytywała pani Granger, która była zaskoczona i zdenerwowana tym co przed chwilą usłyszała.
- Spokojnie. Pojadę jutro - tłumaczyła dziewczyna - Muszę koniecznie coś załatwić - dodała tajemniczo.
- Hermiono nie wygłupiaj się! Jeżeli chodzi o twoją matkę to możesz to zrobić kiedy indziej! - zbulwersował się ojciec.
- Greg, daj jej spokój - skarciła męża pani Granger - Jeżeli jest taka możliwość, to niech jedzie jutro - dodała, na co mąż tylko machnął lekceważąco ręką i poszedł do dużego pokoju.
- Nie przejmuj się tatą kochanie, jest mu trudno w tej sytuacji - wytłumaczyła matka, na co Hermiona wybuchnęła - A nie przyszło wam do głowy, że mnie jest trudniej! Okłamywaliście mnie przez ten cały czas!
- Spokojnie kochanie. Rozumiem cię, to bardzo trudne zarówno dla ciebie jak i dla nas. Gdybyś potrzebowała mojej pomocy w czymkolwiek, to wiedz że zawsze możesz na mnie liczyć - powiedziała na odchodne i zniknęła za drzwiami zostawiając córkę samą w kuchni. Hermiona oparła się o blat stołu. Jej serce biło bardzo szybko, to nie tak miało być. Szybko zerknęła na zegarek, który wskazywał godzinę dwunastą. Harry i Ron są już pewnie w pociągu - pomyślała. Poczuła na ramieniu rękę matki, która bardzo przejmowała się stanem psychicznym swojej córki.
- Mamo chcę cie prosić abyś mi pomogła w odszykaniu moich rodziców - oznajmiła cicho.
- Dobrze pomogę ci kochanie. Powinnyśmy się wybrać do sierocińca z którego cię wzięliśmy.
-*-
Czerwona lokomotywa Express Hgowart mknęła jak co roku tą samą trasą, wioząc czarownice i czarodziejów na kolejny rok w Hogwarcie. W jednym z przedziałów siedział rudy młodzieniec wraz ze swoim kolegą Harrym.
- Gdzie jest Hermiona ? - zastanawiał się Ron.
- To dziwne, ale nie widziałem jej na peronie - oznajmił Potter, zaczytany w "Quddichu przez wieki".
- Może jest w wagonie prefektów. Przecież pisała że przysłali jej odznakę - spekulował dalej Weasley. Wtem otworzyły się drzwi do przedziału i stanęli w nich Draco i Rita.
- Czego tu chcecie, Malfoy? - burknął, zdenerwowany Ron.
- Panuj nad sobą Weasley, bo odejmę ci parę punktów - powiedział, a dziewczyna za nim zachichotała.
- Zostałeś prefektem ? -zdziwił się Ron.
- Ona też - odpowiedział blondyn, wskazując na srebrną odznakę z symbolem węża na piersi dziewczyny.
- Zazdrościcie? - spytała z pychą - Tobie to akurat wystarczy bycia na świeczniku - zwróciła się do Harrego a Draco ryknął śmiechem.
- Spadaj stąd Rosier i zabieraj tę śliską fredkę - odgryzł się Harry na co Rita pokazała mu język.
- Widziałaś w wagonie prefektów naszą Hermionę ? - wychylił się Ron, na co Harry posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie. Staram się nie przebywać za blisko ludzi jej pokroju, to może być zaraźliwe - syknęła i wyszła z przedziału, trzaskając drzwiami.
- Co za kretyni - westchnął Ron. Reszta podróży minęła chłopcom w milczeniu. Mimo iż, nie rozmawiali to oboje martwili się o swoją koleżankę.
-*-
Hermiona i jej matka stanęły przed potężnym gmachem, budynkiem sierocińca z którego piętnaście lat temu państwo Granger przygarnęło małą Hermionę pod swój dach. Jane pchnęła ciężkie drzwi i obie kobiety znalazły się w przestronnym holu. Wokół panowała zupełna cisza ale z góry dobiegały je płacze i krzyki małych dzieci. Jane westchnęła ciężko i skierowała się na schody.
- Panie do kogo? - zapytała młoda, może dwudziestoparoletnia dziewczyna, która najwyraźniej była tutaj jedną z opiekunek.
- My mamy sprawę prywatną - zaczęła Jane - Otóż, moja córka chciałaby poznać swoich biologicznych rodziców - dokończyła, choć ledwo przeszło jej to przez gardło.
- Rozumiem że chcą panie uzyskać wgląd do archiwów sierocińca? Niestety w tej sprawie, muszę pomówić z moją przełożoną. Proszę sobie tutaj chwilkę poczekać a ja zaraz wrócę - zakomunikowała opiekunka i zniknęła za rogiem.
Hermiona i jej matka siedziały tam jak na szpilkach. W końcu przyszła do nich przysadzista, starsza kobieta o dość surowym wyrazie twarzy.
- Harriet Jonson - przedstawiła się, podając rękę obu kobietom - Jestem dyrektorką tej placówki, praktycznie od jej powstania - dodała z dumą. Hermionę ucieszyła ta informacja, gdyż pomyślała że starsza kobieta może pamiętać jej matkę. Harriet zaprowadziła je do wielkiego pomieszczenia w którym piętrzyły się stosy segregatorów, opasłych teczek i ksiąg.
- Proszę wybaczyć, ale mamy tutaj straszny rozgardiasz - wytłumaczyła dyrektorka, widząc minę pani Granger.
- Proszę powtórzyć swoje nazwisko - zwróciła się do Jane
- Granger, G-r-a-n-g-e-r - przeliterowała kobieta. Pani Jonson na chwilę zniknęła za stertą dokumentów i po chwili wyłoniła się, trzymając w ręce jakąś teczkę.
- To wszystko co mamy - powiedziała, wręczając teczkę Hermionie do ręki. Gryfonka poczuła się jakby trzymała w ręce jakiś drogocenny artefakt.
- Proszę to sobie przejrzeć tutaj na miejscu - poradziła pani Jones - ja muszę wrócić na chwilkę na dół - dodała i poszła.
Hermiona ostrożnie położyła na ławce grubą teczkę i z bijącym sercem złapała za sznureczki. Jej oczom ukazały się różne dokumenty, ważne i mniej ważne.
- Pomogę - zaproponowała pani Granger i po chwili wyciągnęła pełny akt urodzenia Hermiony.
- Nic tu nie ma - powiedziała ze smutkiem, wręczając kartkę córce.
- Lenox - przeczytała szeptem.
- Co? - zdziwiła się Jane.
- To była Elizabeth Lenox - powtórzyła Hermiona, ledwo łapiąc oddech.
- Ale jak to? przecież przed chwilą nic tam nie było
- Bo nie jesteś czarownicą. Teraz mam dowód że moja matka była czarownicą! - ucieszyła się Hermiona na co Jane uśmiechnęła się smutno.
- Masz co chciałaś. Teraz możemy iść - rozkazała Jane. Hermiona wyczuła że matka jest zła, ale chciała jeszcze wyciągnąć jakieś informacje od starej szefowej.
- Idź mamuś. Ja jeszcze muszę się o coś zapytać - powiedziała. Było jej źle, że tak potraktowała swoją matkę. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła do niej żal i złość. Ona powinna zrozumieć że to dla Hermiony ważne.
- Znalazłaś coś kochanie? - zagadnęła Harriet, niosąc filiżankę kawy.
- Tak. Ale chciałabym się o coś pani spytać - zaczęła nieśmiało - w 1979 roku pani tutaj pracowała prawda?
- Racja. Choć byłam bardzo młodą dziewczyną - zachichotała Harriet.
- Tak sobie pomyślałam że może pani zapamiętała moją mamę.
- Oj skarbie, tutaj przewija się tylu ludzi, że nie sposób wszystkich spamiętać, niestety.
- A może był ktoś kiedyś, kto szczególnie zwrócił pani uwagę. Może jakaś dziwnie ubrana kobieta albo dziwnie się zachowująca - brnęła dalej panna Granger.
- Taaak, Przypomina się pewna kobieta. Ona była naprawdę dziwna, chyba jakaś stuknięta.
- Stuknięta? Dlaczego pani tak uważa? - zapytała dziewczyna z lekkim oburzeniem.
- No wiesz, chodzenie w długim czarnym płaszczu w środku lata jest trochę dziwne.
- A jak wyglądała? - dopytywała się Hermiona.
- Młoda, nawet ładna zresztą nie pamiętam za bardzo. Miała tak z osiemnaście lat, chyba brązowe włosy no i ten płaszcz....tylko to zapamiętałam - wyznała, siorbiąc kawę.
- Dziękuję pani bardzo za pomoc - powiedziała Hermiona, ściskając pulchną rękę Harriet. Czuła jak przepełnia ją nadzieja, czarny płaszcz dał jej wiele do myślenia.
-*-
Około godziny dwudziestej pociąg dotarł na docelową stację. W jednej chwili otworzyły się wszystkie drzwi w wagonach a na peronie zrobiło się czarno od czarodziejskich peleryn.
- Kurczę. Martwie się o Hermionę - powiedział Ron, gdy już siedzieli w powozach.
- Może zaspała, mam nadzieję że nic jej nie będzie - wtrąciła się Luna Lovegood, uczennica Ravenclawu uważana powszechnie za dziwaczkę.
- Żartujesz? Hermiona nigdy nigdzie się nie spóźnia - krzyknął Ron, który był już na skraju wytrzymałości. Harry wolał się nie odzywać, by nie prowokować kolegi.
Po dziesięciominutowej przejażdżce powozem wszyscy wkroczyli do Wielkiej Sali na coroczną biesiadę. Jak co roku Tiara Przydziału zaśpiewała piosenkę a pierwszoroczni zostali przydzieleni do domów. Jednak nie wszystko miało w tym roku wyglądać tak jak zwykle.
- Czarny Pan odzyskuje siłę ,czy to już koniec świata jaki znamy? - przeczytał na głos Harry Potter.
W sali rozległo się stukanie. To profesor McGonagall próbowała zwrócić uwagę rozgadanych uczniów.
- Proszę o uwagę. Profesor Dumbledore chce wam coś powiedzieć. Dziękuję.
- Dziękuje Minerwo. Chciałem was poinformować, że będziemy mieli gości - powiedział, a na sali rozległy się szepty - Uczniowie Szkoły Magii Salzam z Rosji pojawią się u nas dziś w nocy i zostaną na czas nieokreślony. Dlatego proszę was abyście ich przyjęli z należytym szacunkiem i sympatią. A teraz sobie zajadajcie - dokończył i opadł na swoje bogato zdobione krzesło.
- Salzam? Tam podobno nauczają czarnej magii - przestraszył się Ron.
- Przecież czarna magia jest zakazana - zauważyła Ginny.
- Nie u nich - Wtrącił Ferd.
- Mój ojciec mi opowiadał, że tam zaklęcia niewybaczalne są na porządku dziennym - Powiedział Seamus. A wszyscy zrobili wystraszone miny. Póki co nikt się tym zbytnio nie przejmował. Ron jak zwykle zajadał się smakołykami z apetytem.
- Brakuje mi tego jej "Ron, czy ty musisz się tak obżerać?" - powiedział rudzielec ze smutkiem.
- Hermiona na pewno jutro przyjedzie do Hogwartu - pocieszała brata Ginny.
Po uczcie udali się do wieży gryfonów, gdzie odbyła się mała impreza powitalna na cześć nowego roku. Podczas przyjęcia zagadnęła ich profesor McGonagall
- Potter, a gdzie wasza koleżanka Granger?
- Nie wiemy pani profesor. Nie było jej w pociągu. Podejrzewam że przyjechałaby w następnych dniach - powiedział Harry z zakłopotaniem.
- W takim razie musimy po nią wysłać pociąg. Zamierzałeś mi to w ogóle powiedzieć Potter? - skarciła Harrego profesor i poszła do reszty uczniów.
-*-
W tym samym czasie, na dziedzińcu Hogwartu zaczęły się materializować postaci w czarnych jak noc pelerynach - uczniowie Salzamu. Noc była ciepła a niebo rozświetlały jasne gwiazdy.
Uczniowie rozglądali się z zachwytem po brukowanym dziedzińcu.
- Więc to jest ten słynny Hogwart? - spytał Siergiej na co Dasza i Hekate przewróciły oczami.
- Jest piękny - powiedziała Hekate, patrząc na Wieżę Astronomiczną.
Wtem na dziedzińcu pojawił się starzec z długą, srebrną brodą, w obszernej pelerynie.
- Witajcie moi drodzy! Ja jestem Albus Dumbledore dyrektor Hogwartu - powiedział, rozkładając ręce w gościnie. Uczniowie wpatrywali się w niego z zaciekawieniem.
- Zapraszam was do środka moi kochani. Czujcie się jak u siebie - powiedział i otworzył wielkie drzwi do zamku, zapraszając gości do środka.
Czyżby w Twojej wersji Hermio na była jednak córką czarodziejów? To by wiele zmieniało, skończyły by się przykrości ze strony Draco i innych... Bardzo spodobał mi się dialog w przedziale z Malfoyem , brzmiał bardzo naturalnie, w stylu Rowling! :)
OdpowiedzUsuńNo to teraz się zacznie. Skoro uczniowie tamtej szkoły lubuja się w takich złych zaklęciach, oby respektowali przynajmniej dyrektora, bo innymi będą pomiatac coś czuje... Ale może Potter stanie w obronie Hogwartu?! Czekam na następny rozdział!
Czyżby w Twojej wersji Hermio na była jednak córką czarodziejów? To by wiele zmieniało, skończyły by się przykrości ze strony Draco i innych... Bardzo spodobał mi się dialog w przedziale z Malfoyem , brzmiał bardzo naturalnie, w stylu Rowling! :)
OdpowiedzUsuńNo to teraz się zacznie. Skoro uczniowie tamtej szkoły lubuja się w takich złych zaklęciach, oby respektowali przynajmniej dyrektora, bo innymi będą pomiatac coś czuje... Ale może Potter stanie w obronie Hogwartu?! Czekam na następny rozdział!
Oj, ja nie wiem czy to było dobre posunięcie ze strony Dumbledora mówiąc: czujcie się jak u siebie. Jeżeli rzeczywiście nauczano tam czarnej magii to wyczuwam niemałe kłopoty.
OdpowiedzUsuńHermiona córką czarownicy... Hmm.. z kim ona się zadała, że musiała córkę oddać do sierocińca? Jest tyle możliwości i każda równie intrygująca. Bardzo zastanawia mnie również list, który w poprzedniej części chowała pani Granger. Może tak naprawdę pani Lenox cały czas starała się skontaktować z córką, a oni jej to uniemożliwiali? Niby nie są źli, ale kto ich tam wie...
Pozdrawiam!
http://www.scoliari.blogspot.com