piątek, 31 lipca 2015

Prolog

Mroźna zima zawitała dość wcześnie nie jak na rosyjskie realia. Długotrwałe mrozy sprawiły że zaledwie w przeciągu dwóch lat za sprawą lodu rozsadzającego ściany budynku, Szkoła Magii i Czarnoksięstwa Salzam, popadła w ruinę i niezbędna była jej renowacja. Uczniowie nie byli zachwyceni tym pomysłem, gdyż na czas remontu musieli przenieść się do Hogwartu, za namową rodziców przerażonych perspektywą przerwania przez ich dzieci nauki w samym środku roku szkolnego. Nauczyciele i dyrektorka zostawali u siebie. Przed głównym wejściem Salzamu stał już tłum uczniów, gotowych do długiej drogi. Nauczyciel Eliksirów Ernest Douglas, wręczył uczniom 80 magicznych kamieni, po czym rozkazał aby podzieli się na grupy.
- Te kamienie to śliwstokliki, nie obracajcie ich w dłoniach i nie bawcie się nimi bo mogą się uaktywnić! - warknął, widząc że jakiś drugoroczny obraca w ręce swój kamień. Wśród tłumu stała trójka uczniów i rozmawiała ze sobą w najlepsze. Mimo nieplanowanej przeprowadzki byli w świetnych humorach, mając nadzieję poznać nowy kraj, jego kulturę i zwyczaje. Wszyscy z wyjątkiem wysokiego Rosjanina, który melancholijnie gapił się na zrujnowany budynek szkoły.

- Siergiej, dobrze się czujesz ? - spytała zdziwiona Dasza, patrząc na kolegę. Chłopak o imeniu Siergiej obrzucił ją zimnym spojrzeniem i wrócił do swoich myśli.
- Daj mu spokój, ostatnio jest jakiś dziwny - szepnęła Hekate, upewniając się że chłopak jej nie usłyszy.
- Bardzo śmieszne Hakate - mruknął Siergiej sarkastycznie. Siergiej i Hekate byli parą, lecz od pewnego czasu coś się między nimi psuło.
- Może w Hogwarcie spotkasz kogoś miłego i dasz sobie spokój z tym debilem - szepnęła Dasza do przyjaciółki, wskazując na Siergieja.
- A może ty sobie w końcu kogoś znajdziesz i przestaniesz zatruwać mi życie, swoimi umoralniającymi gadkami - odgryzła się Czarna. Dasza cały czas ją strofowała i krytykowała ich związek. Mimo iż chłopak nie był dobrym człowiekiem nawet w stosunku do swojej dziewczyny to i tak Hekate, świata poza nim nie widziała. Często dochodziło między nimi do kłótki a nawet do rękoczynów ze strony chłopaka.

W tej chwili wszyscy zamilkli, patrząc jak profesor Douglas demonstruje działanie świstoklika.
- Ale super - zachwycała się ruda Dasza. Hekate i Siergiej popatrzyli na nią z politowaniem.
- Co w tym fajnego? - mruknął chłopak - Przecież to normalne w świecie czarodziejów - zauważył, przewracając oczami. Dasza się lekko zmieszała.
- No wiesz, ale nie codziennie jest okazja aby podróżować świstoklikiem - wytłumaczyła, lekko skrępowana. Po chwili Dasza, Hekate, Siergiej i paru innych uczniów położyło swoje ręce na kamieniu. Cała siódemka poczuła mocne szarpnięcie i zapadła w ciemność.


~*~


Na północy Anglii upalne lato trwało w najlepsze. Silne promienie słoneczne oświetlały okazały ogród, okalający duży dwór i wdzierały się przez okno na pierwszym piętrze, gdzie mieściła się sypialnia pewnej szesnastolatki. 
Rita jak co dzień podczas wakacji, obudziła się w swoim wielkim łożu, przyodziana w zieloną koszulę nocną z satyny. Nie grzeszyła inteligencją,choć nadrabiała to urodą. Aż trudno było uwierzyć że jest córką kogoś tak sprytnego, niecnego i przebiegłego jak Tom Marvolo Riddle. Mimo iż jej ojciec był okrutnym mordercą, to swoją córkę ( co jest aż niemożliwe) darzył opieką i troską. Mała Rita wychowywała się na dworze ojca, nie znając matki, choć często zastanawiała się jak ktoś taki jak Voldemort, mógł spłodzić dziecko.
Obiecywała sobie wtedy, że porozmawia o tym z Czarnym Panem, póki co wiedzie bezproblemowe życie, pławiąc się w luksusie. Lord jest jej zdaniem dobrym ojcem, choć czasem porywczym, nigdy nie zdarzyło mu się aby walnąć swoją córkę cruciatusem. Może dlatego że, całe wychowanie Rity leżało na barkach Bellatrix, która zastępowała jej matkę, przyjaciółkę i nianię od najmłodszych lat. Młoda dziedziczka fortuny Slytherina, wstała ziewając przeciągle. Jak każdego ranka powędrowała do łazienki aby odbyć poranną toaletę. Po kilku rutynowych czynnościach jakimi było: umycie zębów, ubranie się i pozwolenie aby służące wyczesały jej lśniące, długie czarne włosy, zeszła na śniadanie do sali konferencyjnej. Przy stole siedział już przyszły król świata zaczytany w proroku codziennym. Dla kogoś z zewnątrz, widok najgroźniejszego czarnoksiężnika wszech czasów, czytającego sobie spokojnie gazetę mógłby wydać się kuriozalny, ale dla panny Rity była to codzienność.
- Witaj ojcze - odezwała się zimnym, stonowanym głosem, zajmując jedno z wielu krzeseł przy drewnianym stole. Riddle nie odpowiedział, zaczytany w lekturze. Rita westchnęła głośno aby zwrócić na siebie uwagę. 
- Jesteś na mnie zły? - zapytała z wyrzutem, wpychając sobie spory kawał ciastka z czekoladą do ust. Riddle popatrzył na nią z zażenowaniem.

- Musisz jeść jak prosię? - oburzył się. Dziewczyna przełknęła ciasto ze zdziwieniem i zamaszystym ruchem wytarła sobie buzię serwetką.
- A ty musisz się boczyć od samego rana? - warknęła, ciskając brudną serwetkę na marmurową posadzkę z mściwym uśmiechem. W jednej sekundzie podbiegł skrzat w obszarpanym ubranku i posprzatał po pannie Riddle.
- No więc, co znowu zrobiłam? - zapytała dziewczyna znudzonym tonem, siorbiąc herbatę i coraz bardziej prowokując Lorda swoim chamskim zachowaniem przy stole. Riddle z natury perfekcjonista, nie wytrzymał i z całej siły walnął pięścią w stół.
- Rozmawiałem wczoraj z Severusem - zaczął, gdy już się uspokoił - pokazał mi twoje oceny z eliksirów - powiedział cicho. Rita wiedziała że to tylko cisza przed burzą. Były trzy rzeczy których jej ojciec ni mógł znieść: chłopca z blizną, niekulturalnego zachowania przy stole i kiepskich ocen Rity.
- Wyluzuj, nie każdy jest takim wybitnym uczniem jak ty - ironizowała, bawiąc się swoimi długimi włosami.
- Nie oczekuję że będziesz taka jak ja, z inteligencją trzeba się urodzić - Odgryzł się Riddle - wystarczy że się bardziej przyłożysz do nauki bo ja darmozjada nie będę utrzymywać - warknął, mierząc ją wzrokiem. Dziewczyna nic sobie nie robiła z gróźb ojca. Ale stwierdziła że lepiej da mu dzisiaj spokój.
- Dobrze, poprawie się - powiedziała na odczepne, zadowolona że ojczulek znowu się dał nabrać na jej puste obietnice. Lecz nie tym razem.
- Nie bardzo ci wierzę, poproszę Severusa aby miał na ciebie oko i porozmawiam z Narcyzą, zdaje się że Draco bardzo dobrze sobie radzi z nauką - powiedział a na jego gadziej twarzy pojawił sie paskudny uśmiech. Rita westchnęła ze smutkiem.
- A teraz wynocha do siebie, oczekuję gości - rozkazał Voldemort.
- Dobrze, sprawdzę czy wszystko spakowałam do Hogwartu - burknęła Rita z niezadowoloną miną.
- Tam są drzwi! - wycedził Voldemort tracąc resztki cierpliwości.
Po chwili drewniane wrota trzasnęły z hukiem i Czarny Pan mógł się rozkoszować wszechobecną ciszą.


~*~


Kilka minut później w komnacie Voldemorta, pojawił się gość.
W pomieszczeniu zmaterializowała się postać ubrana w czarną pelerynę. Postać zrzuciła kaptur ukazując zapadniętą, ziemistą twarz i okalające ją tłuste, czarne kosmyki.
- Siadaj Severusie - rozkazał Riddle, wskazując przybyszowi miejsce. Snape zajął je opierając się sztywno. Czuł na sobie okrutny, świdrujący wzrok Riddla.
- Mam do ciebie pewna prośbę - zaczął Tom, wyjmując swoją różdżkę i turlając ją w dłoniach. widząc to Severus poruszył się niespokojnie. Mistrz eliksirów zastanawiał się również jakiego rodzaju będzie owa prośba.'Mam kogoś zabić?' myślał po cichu.
- Prosiłbym cie abyś miał oko na moją córkę - Severus nerwowo przełknął ślinę, starając się nie pokazywać jak bardzo go to unieszczęsliwia.
- Oczywiście Panie - powiedział bez mrugnięcia okiem. Wiedział że z Voldemortem nie ma żartów.
- To wspaniale Severusie - ucieszył się Riddle - będziesz mnie informować o ocenach mojej córki, nie tylko z eliksirów i gdybyś mógł jeszcze kontrolować jej kontakty z rówieśnikami zwłaszcza chłopcami - dodał uśmiechając się wrednie.'A jednak to gorsze niż zabicie człowieka' pomyślał Severus i zaraz się skarcił za tę myśl, widząc niewyraźną minę szefa co mogło znaczyć że już spenetrował jego myśli.
- Rita to wspaniała dziewczyna, myślę że zajdzie daleko - próbował zreflektować się Mistrz Eliksirów.
- Nie Severusie. Rita to głupia dziewucha i uważam że nie ma w niej ani części mnie. Już Harry Potter ma więcej moich cech niż moja córka - warknął. Severus aż zaniemówił ze strachu. Modlił się tylko aby Mistrz go jak najszybciej odprawił.
- Teraz żegnam - powiedział nieco spokojniej. Snape z ulgą pożegnał się ze swoim Panem. Snape myslał w jakim beznadziejnym położeniu się znalazł. w jednej chwili spadło na niego tyle obowiązków; Dumbeldore kazał mu zaopiekować się ruskimi przybyszami, gdyż twierdzi że najlepiej będą się czuli nocując w Slytherinie, Narcyza prosiła go o pieczę nad synem, a na dodatek Czarny Pan ściąga na niego swoją rozkapryszoną córunię i jeszcze te dołujące komentarze Ballatrix 'Ty to Severusie,nigdy sobie nikogo nie znajdziesz, nie masz warunków', 'Dobrze że ty masz swego Dicaprio, stara krowo' - pomyślał i od razu zrobiło mu się lżej, najlepiej jakby mógł wykrzyczeć jej to prosto w twarz, choć to mogłoby niebezpieczne biorąc pod uwagę jej rozchwianie psychiczne.

~*~


W małym domku jednorodzinnym na obrzeżach Londynu, rodzina Grangerów szykowała się do kolacji. Panowała dosyć ponura atmosfera gdyż lada dzień ich jedyna córka miała wyjechać do szkoły na cały rok. Po schodach właśnie zeszła Hermiona latorośl Grangerów, która jako jedyna domowniczka posiadała umiejętności magiczne. Dziewczynę wielokrotnie zastanawiała jej magiczność. Ale po pewnym czasie postanowiła dać sobie z tym spokój.
- I znowu wyjedziesz na rok - westchnął pan Granger patrząc na córkę wzrokiem pełnym miłości.
- Tata daj spokój, przyjadę na gwiazdkę - zaśmiała się brunetka. Hermiona była bardzo zżyta ze swoimi rodzicami. Pani Granger nagle wstała od stołu i zawołała swojego męża na rozmowę.

- Greg, musimy coś z tym w końcu zrobić - Powiedziała Violette, wymachując mężowi kopertą przed oczami.
- To konieczne? - zapytał, opierając się pomysłowi żony - ona jest taka szczęśliwa - oponował ojciec. Violette się zamyśliła.
- To kiedy jej powiemy? - atakowała męża pani Granger - Przecież nie musimy, ja nie chce tego wszystkiego popsuć między nami - wyjaśnił Greg.
- Co powiecie? - zainteresowała się Hermiona. Violette szybko schowała kopertę do tylnej kieszeni spodni. Rodzice popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Violette postanowiła przejąć inicjatywę.
- Kochanie, wiesz że my ciebie bardzo kochamy i jest mi strasznie głupio że mówimy tobie to dopiero teraz - zaczęła nieśmiało, podchodząc do Hermiony - Nie jesteś naszą biologiczną córką - dokończyła na wydechu. Hermiona przez chwilę stała w osłupieniu.
- Dlaczego mówicie mi to dopiero teraz? - załkała cicho, starając się zachować spokój. Greg położył córce rękę na ramieniu.

- To nic nie zmienia, jesteś nadal naszą córeczką - powiedział nieśmiało obejmując córkę. Hermiona wtuliła się w silne ramiona ojca, ocierając łzy. Nie chciała już denerwować rodziców, ale przyrzekła sobie że dowie prawdy o swoim pochodzeniu. To by wszystko wyjaśniało, jej rodzice musieli być czarodziejami, przynajmniej w połowie. 'Może Malfoy przestanie mnie w końcu nazywać szlamą' pomyślała z satysfakcją. 

Szkoła Salzam została wymyślona przeze mnie. Rok szkolny w Rosji przebiega inaczej niż w Hogwarcie. Więc kiedy Hermiona, Rita i reszta jadą na rozpoczęcie nowego roku, uczniowie Salzamu są w trakcie semestru.

czwartek, 30 lipca 2015

Pierwsza notka

Nie wiem czy ktoś tu zagląda albo zaglądnie ale niebawem pojawią się nowe notki. 
Szablon i nagłówek zrobiłam sama: dopiero uczę się ogarniać cssa więc za piękny to on nie jest. 
Tak.. Sprawy organizacyjne:
O czym będzie opowiadanie? 
Otóż sama muszę się zastanowić, gdyż jest to kontunuacja porzuconego dwa lata temu opowiadnia na onecie. 
Miałam wtedy różne pomysły, aż żałuje że ich gdzieś nie zanotowałam. 
Doprawdy nie mam pojęcia o wcześniej planowanych losach moich bohaterów. Postaram sobie przypomniec... 
Musze dpracować szablon, więc troszkę to zajmie. 
Tymczasem zapraszam na innego mojego bloga http://in-the-sadness.blogspot.it/