Mroźna
zima zawitała dość wcześnie nie jak na rosyjskie realia.
Długotrwałe mrozy sprawiły że zaledwie w
przeciągu dwóch lat za sprawą lodu rozsadzającego ściany
budynku, Szkoła Magii i Czarnoksięstwa Salzam, popadła w ruinę i
niezbędna była jej renowacja. Uczniowie nie byli zachwyceni tym
pomysłem, gdyż na czas remontu musieli przenieść się do Hogwartu, za namową rodziców przerażonych
perspektywą przerwania przez ich dzieci nauki w samym środku roku
szkolnego. Nauczyciele i dyrektorka zostawali u siebie. Przed głównym
wejściem Salzamu stał już tłum uczniów, gotowych do długiej
drogi. Nauczyciel Eliksirów Ernest Douglas, wręczył uczniom 80
magicznych kamieni, po czym rozkazał aby podzieli się na grupy.
-
Te kamienie to śliwstokliki, nie obracajcie ich w dłoniach i nie
bawcie się nimi bo mogą się uaktywnić! - warknął, widząc że
jakiś drugoroczny obraca w ręce swój kamień. Wśród tłumu stała
trójka uczniów i rozmawiała ze sobą w najlepsze. Mimo
nieplanowanej przeprowadzki byli
w świetnych humorach, mając nadzieję poznać nowy kraj, jego
kulturę i zwyczaje. Wszyscy z wyjątkiem wysokiego Rosjanina, który
melancholijnie gapił się na zrujnowany budynek szkoły.
-
Siergiej, dobrze się czujesz ? - spytała zdziwiona Dasza, patrząc
na kolegę. Chłopak o imeniu Siergiej obrzucił ją zimnym
spojrzeniem i wrócił do swoich myśli.
-
Daj mu spokój, ostatnio jest jakiś dziwny - szepnęła Hekate,
upewniając się że chłopak jej nie usłyszy.
-
Bardzo śmieszne Hakate - mruknął Siergiej sarkastycznie. Siergiej
i Hekate byli parą, lecz od pewnego czasu coś się między nimi
psuło.
-
Może w Hogwarcie spotkasz kogoś miłego i dasz sobie spokój z tym
debilem - szepnęła Dasza do przyjaciółki, wskazując na
Siergieja.
-
A może ty sobie w końcu kogoś znajdziesz i przestaniesz zatruwać
mi życie, swoimi umoralniającymi gadkami - odgryzła się Czarna.
Dasza cały czas ją strofowała i krytykowała ich związek. Mimo iż
chłopak nie był dobrym człowiekiem nawet w stosunku do swojej
dziewczyny to i tak Hekate, świata poza nim nie widziała. Często
dochodziło między nimi do kłótki a nawet do rękoczynów ze
strony chłopaka.
W
tej chwili wszyscy zamilkli, patrząc jak profesor Douglas
demonstruje działanie świstoklika.
-
Ale super - zachwycała się ruda Dasza. Hekate i Siergiej popatrzyli
na nią z politowaniem.
-
Co w tym fajnego? - mruknął chłopak - Przecież to normalne w
świecie czarodziejów - zauważył, przewracając oczami. Dasza się
lekko zmieszała.
-
No wiesz, ale nie codziennie jest okazja aby podróżować
świstoklikiem - wytłumaczyła, lekko skrępowana. Po chwili Dasza,
Hekate, Siergiej i paru innych uczniów położyło swoje ręce na
kamieniu. Cała siódemka poczuła mocne szarpnięcie i zapadła w
ciemność.
~*~
Na
północy Anglii upalne lato trwało w najlepsze. Silne promienie
słoneczne oświetlały okazały ogród, okalający duży dwór i
wdzierały się przez okno na pierwszym piętrze, gdzie mieściła
się sypialnia pewnej szesnastolatki.
Rita
jak co dzień podczas wakacji, obudziła się w swoim wielkim łożu,
przyodziana w zieloną koszulę nocną z satyny. Nie grzeszyła
inteligencją,choć nadrabiała to urodą. Aż trudno było uwierzyć
że jest córką kogoś tak sprytnego, niecnego i przebiegłego jak
Tom Marvolo Riddle. Mimo iż jej ojciec był okrutnym mordercą, to
swoją córkę ( co jest aż niemożliwe) darzył opieką i troską.
Mała Rita wychowywała się na dworze ojca, nie znając matki, choć
często zastanawiała się jak ktoś taki jak Voldemort, mógł
spłodzić dziecko.
Obiecywała
sobie wtedy, że porozmawia o tym z Czarnym Panem, póki co wiedzie
bezproblemowe życie, pławiąc się w luksusie. Lord jest jej
zdaniem dobrym ojcem, choć czasem porywczym, nigdy nie zdarzyło mu
się aby walnąć swoją córkę cruciatusem. Może dlatego że, całe
wychowanie Rity leżało na barkach Bellatrix, która zastępowała
jej matkę, przyjaciółkę i nianię od najmłodszych lat. Młoda
dziedziczka fortuny Slytherina, wstała ziewając przeciągle. Jak
każdego ranka powędrowała do łazienki aby odbyć poranną
toaletę. Po kilku rutynowych czynnościach jakimi było: umycie
zębów, ubranie się i pozwolenie aby służące wyczesały jej
lśniące, długie czarne włosy, zeszła na śniadanie do sali
konferencyjnej. Przy stole siedział już przyszły król świata
zaczytany w proroku codziennym. Dla kogoś z zewnątrz, widok
najgroźniejszego czarnoksiężnika wszech czasów, czytającego
sobie spokojnie gazetę mógłby wydać się kuriozalny, ale dla
panny Rity była to codzienność.
-
Witaj ojcze - odezwała się zimnym, stonowanym głosem, zajmując
jedno z wielu krzeseł przy drewnianym stole. Riddle nie
odpowiedział, zaczytany w lekturze. Rita westchnęła głośno aby
zwrócić na siebie uwagę.
-
Jesteś na mnie zły? - zapytała z wyrzutem, wpychając sobie spory
kawał ciastka z czekoladą do ust. Riddle popatrzył na nią z
zażenowaniem.
-
Musisz jeść jak prosię? - oburzył się. Dziewczyna przełknęła
ciasto ze zdziwieniem i zamaszystym ruchem wytarła sobie buzię
serwetką.
-
A ty musisz się boczyć od samego rana? - warknęła, ciskając
brudną serwetkę na marmurową posadzkę z mściwym uśmiechem. W
jednej sekundzie podbiegł skrzat w obszarpanym ubranku i posprzatał
po pannie Riddle.
-
No więc, co znowu zrobiłam? - zapytała dziewczyna znudzonym tonem,
siorbiąc herbatę i coraz bardziej prowokując Lorda swoim chamskim
zachowaniem przy stole. Riddle z natury perfekcjonista, nie wytrzymał
i z całej siły walnął pięścią w stół.
-
Rozmawiałem wczoraj z Severusem - zaczął, gdy już się uspokoił
- pokazał mi twoje oceny z eliksirów - powiedział cicho. Rita
wiedziała że to tylko cisza przed burzą. Były trzy rzeczy których
jej ojciec ni mógł znieść: chłopca z blizną, niekulturalnego
zachowania przy stole i kiepskich ocen Rity.
-
Wyluzuj, nie każdy jest takim wybitnym uczniem jak ty - ironizowała,
bawiąc się swoimi długimi włosami.
-
Nie oczekuję że będziesz taka jak ja, z inteligencją trzeba się
urodzić - Odgryzł się Riddle - wystarczy że się bardziej
przyłożysz do nauki bo ja darmozjada nie będę utrzymywać -
warknął, mierząc ją wzrokiem. Dziewczyna nic sobie nie robiła z
gróźb ojca. Ale stwierdziła że lepiej da mu dzisiaj spokój.
-
Dobrze, poprawie się - powiedziała na odczepne, zadowolona że
ojczulek znowu się dał nabrać na jej puste obietnice. Lecz nie tym
razem.
-
Nie bardzo ci wierzę, poproszę Severusa aby miał na ciebie oko i
porozmawiam z Narcyzą, zdaje się że Draco bardzo dobrze sobie
radzi z nauką - powiedział a na jego gadziej twarzy pojawił sie
paskudny uśmiech. Rita westchnęła ze smutkiem.
-
A teraz wynocha do siebie, oczekuję gości - rozkazał Voldemort.
-
Dobrze, sprawdzę czy wszystko spakowałam do Hogwartu - burknęła
Rita z niezadowoloną miną.
-
Tam są drzwi! - wycedził Voldemort tracąc resztki cierpliwości.
Po
chwili drewniane wrota trzasnęły z hukiem i Czarny Pan mógł się
rozkoszować wszechobecną ciszą.
~*~
Kilka
minut później w komnacie Voldemorta, pojawił się gość.
W
pomieszczeniu zmaterializowała się postać ubrana w czarną
pelerynę. Postać zrzuciła kaptur ukazując zapadniętą, ziemistą
twarz i okalające ją tłuste, czarne kosmyki.
-
Siadaj Severusie - rozkazał Riddle, wskazując przybyszowi miejsce.
Snape zajął je opierając się sztywno. Czuł na sobie okrutny,
świdrujący wzrok Riddla.
-
Mam do ciebie pewna prośbę - zaczął Tom, wyjmując swoją różdżkę
i turlając ją w dłoniach. widząc to Severus poruszył się
niespokojnie. Mistrz eliksirów zastanawiał się również jakiego
rodzaju będzie owa prośba.'Mam kogoś zabić?' myślał po cichu.
-
Prosiłbym cie abyś miał oko na moją córkę - Severus nerwowo
przełknął ślinę, starając się nie pokazywać jak bardzo go to
unieszczęsliwia.
-
Oczywiście Panie - powiedział bez mrugnięcia okiem. Wiedział że
z Voldemortem nie ma żartów.
-
To wspaniale Severusie - ucieszył się Riddle - będziesz mnie
informować o ocenach mojej córki, nie tylko z eliksirów i gdybyś
mógł jeszcze kontrolować jej kontakty z rówieśnikami zwłaszcza
chłopcami - dodał uśmiechając się wrednie.'A jednak to gorsze
niż zabicie człowieka' pomyślał Severus i zaraz się skarcił za
tę myśl, widząc niewyraźną minę szefa co mogło znaczyć że
już spenetrował jego myśli.
-
Rita to wspaniała dziewczyna, myślę że zajdzie daleko - próbował
zreflektować się Mistrz Eliksirów.
-
Nie Severusie. Rita to głupia dziewucha i uważam że nie ma w niej
ani części mnie. Już Harry Potter ma więcej moich cech niż moja
córka - warknął. Severus aż zaniemówił ze strachu. Modlił się
tylko aby Mistrz go jak najszybciej odprawił.
-
Teraz żegnam - powiedział nieco spokojniej. Snape z ulgą pożegnał
się ze swoim Panem. Snape myslał w jakim beznadziejnym położeniu
się znalazł. w jednej chwili spadło na niego tyle obowiązków;
Dumbeldore
kazał mu zaopiekować się ruskimi przybyszami, gdyż twierdzi że
najlepiej będą się czuli nocując w Slytherinie, Narcyza prosiła
go o pieczę nad synem, a na dodatek Czarny Pan ściąga na niego
swoją rozkapryszoną córunię i jeszcze te dołujące komentarze
Ballatrix 'Ty to Severusie,nigdy sobie nikogo nie znajdziesz, nie
masz warunków', 'Dobrze że ty masz swego Dicaprio, stara krowo' -
pomyślał i od razu zrobiło mu się lżej, najlepiej jakby mógł
wykrzyczeć jej to prosto w twarz, choć to mogłoby niebezpieczne
biorąc pod uwagę jej rozchwianie psychiczne.
~*~
W
małym domku jednorodzinnym na obrzeżach Londynu, rodzina Grangerów
szykowała się do kolacji. Panowała dosyć ponura atmosfera gdyż
lada dzień ich jedyna córka miała wyjechać do szkoły na cały
rok. Po schodach właśnie zeszła Hermiona latorośl Grangerów,
która jako jedyna domowniczka posiadała umiejętności magiczne.
Dziewczynę wielokrotnie zastanawiała jej magiczność. Ale po
pewnym czasie postanowiła dać sobie z tym spokój.
-
I znowu wyjedziesz na rok - westchnął pan Granger patrząc na córkę
wzrokiem pełnym miłości.
-
Tata daj spokój, przyjadę na gwiazdkę - zaśmiała się brunetka.
Hermiona była bardzo zżyta ze swoimi rodzicami. Pani Granger nagle
wstała od stołu i zawołała swojego męża na rozmowę.
-
Greg, musimy coś z tym w końcu zrobić - Powiedziała Violette,
wymachując mężowi kopertą przed oczami.
-
To konieczne? - zapytał, opierając się pomysłowi żony - ona jest
taka szczęśliwa - oponował ojciec. Violette się zamyśliła.
-
To kiedy jej powiemy? - atakowała męża pani Granger - Przecież
nie musimy, ja nie chce tego wszystkiego popsuć między nami -
wyjaśnił Greg.
-
Co powiecie? - zainteresowała się Hermiona. Violette szybko
schowała kopertę do tylnej kieszeni spodni. Rodzice popatrzyli na
siebie porozumiewawczo. Violette postanowiła przejąć inicjatywę.
-
Kochanie, wiesz że my ciebie bardzo kochamy i jest mi strasznie
głupio że mówimy tobie to dopiero teraz - zaczęła nieśmiało,
podchodząc do Hermiony - Nie jesteś naszą biologiczną córką -
dokończyła na wydechu. Hermiona przez chwilę stała w osłupieniu.
-
Dlaczego mówicie mi to dopiero teraz? - załkała cicho, starając
się zachować spokój. Greg położył córce rękę na ramieniu.
-
To nic nie zmienia, jesteś nadal naszą córeczką - powiedział
nieśmiało obejmując córkę. Hermiona wtuliła się w silne
ramiona ojca, ocierając łzy. Nie chciała już denerwować
rodziców, ale przyrzekła sobie że dowie prawdy o swoim
pochodzeniu. To by wszystko wyjaśniało, jej rodzice musieli być
czarodziejami, przynajmniej w połowie. 'Może Malfoy przestanie mnie
w końcu nazywać szlamą' pomyślała z satysfakcją.
Szkoła Salzam została wymyślona przeze mnie. Rok szkolny w Rosji przebiega inaczej niż w Hogwarcie. Więc kiedy Hermiona, Rita i reszta jadą na rozpoczęcie nowego roku, uczniowie Salzamu są w trakcie semestru.
Szkoła Salzam została wymyślona przeze mnie. Rok szkolny w Rosji przebiega inaczej niż w Hogwarcie. Więc kiedy Hermiona, Rita i reszta jadą na rozpoczęcie nowego roku, uczniowie Salzamu są w trakcie semestru.